Dziś zamierzam ponownie odwiedzić dom Jima Thompsona. Po drodze do stacji BTS próbuję znaleźć jakieś ryżowe śniadanie. Wszystko pozamykane, a już 10.00. Głodny dojeżdżam kolejką do Siam. Tu jest centrum handlowe Siam Paragon. Skusiłem się na MC Donalda bo wokół nie ma żadnych stoisk z żarciem.
Pieszo docieram do domu JT. Wstęp 200 THB. Zwiedzanie ok. 40 min w grupach z przewodnikiem. Wewnątrz nie można kręcić wideo, ale foty są dozwolone. Miło było przypomnieć sobie to miejsce.
Stąd wśród gigantycznych hoteli i kondominiów ogrodzonych parkanami docieram do Erawan Shrine. Też tu kiedyś byłem. Mikro-świątynka przed hotelem Erawan tętni życiem, a girlandy kwiatów składanych w ofierze Buddzie ozdabiają ogrodzenie posągu.
We znaki daje się upał. Wody brak. Spragniony, o suchym pysku wchodzę na stację BTS z nadzieją na jakiekolwiek napoje. Pudło. Zero sklepów. Jadę jedną stację do Sala Daeng i w końcu jest … woda! Będę jednak żył. Ze słodką bułką w dłoni docieram do pobliskiego Parku Lumpini. Zawsze był moim punktem orientacyjnym w Bangkoku, ale chyba nigdy go nie odwiedziłem. Wg mnie średnia atrakcja. Mało drzew, ławek i jeziorko po którym pływają zakochane pary. Najciekawsze wydają się jaszczury przypominające smoki z Komodo.
Reszta dnia to nostalgiczny spacer po okolicznej dzielnicy, dobrze znanej z poprzednich pobytów.