Geoblog.pl    dagar    Podróże    WIETNAM + TAJLANDIA 2024/25    DZIEŃ 44 – CENTAUR INN(Y KRAJ ..?)
Zwiń mapę
2025
16
sty

DZIEŃ 44 – CENTAUR INN(Y KRAJ ..?)

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12795 km
 
… niestety rano nie doczekałem się zwrotnego info od managerów La Locanda, czy mogę zostać tu na dwie kolejne noce … ani mailowo, ani w recepcji. Ogólnie leniwa obsługa przybytku to porażka. Ruszam zatem z buta w pobliskie okolice by chociaż czymś żołądek wypełnić i jakąś kasę wymienić. Jedno i drugie mi nie dane najwyraźniej: wszech-nie-obecna pustka w obu tematach na dzielni zapanowała. Naiwnie sądząc, iż na Hua Lamphong Station znajdę czynny kantor, niespodziewanie bezludnymi ulicami ruszam żwawo w tę stronę. O dziwo główny dworzec Bangkoku (także podejrzanie opustoszały) wydaje się zabarykadowany od frontu. Trza dostać się nań bocznym wejściem, ale na szczęście topografię miejsca nieźle pamiętam. O ironio! Wewnątrz też wszystko zamknięte! Jakieś niespodziewane święto celebrują dziś w tym kraju, tudzież inna pandemia nastała …?

W przybijającym nieszczęściu zamierzam pocieszyć się pamiętnym ryżem z kurczakiem w odwiedzanej niegdyś wielokrotnie ulicznej knajpce vis-a-vis dworca. Kurczę – brak tu mojej ulubionej, opcji: „steamed” ... jestem zmuszony zamówić smażoną wersję dania. Nawet szczurów biegających po stopach konsumentów brak! Co za czasy nastały …? (LOL). Niech będzie zatem smażony ryż bez gryzoni wokół – przeważył sentyment do miejsca. W międzyczasie odwiedzam przyległy (ulubiony) Station Hotel. Kilkakrotnie w nim niegdyś nocowałem. O dziwo za każdym razem w tym samym pokoju! :). W recepcji składam solenną deklarację, iż ponownie tu zamieszkam (mimo tej samej, wyświechtanej przez upływ czasu karteczki przyklejonej do blatu: „no WI-FI, no lift, no hot water”). Nawet cena chyba upływowi czasu nie uległa – nadal stoi jak dąb: 300 THB! Wzruszyłem się, heh.

O dziwo nie jestem specjalnie głodny, a czas zaczyna naglić (spontanicznie podjąłem wszak słuszną decyzję o zmianie noclegowni z przaśnego przybytku La Locanda na jakikolwiek inny). Check-out już o 11.00. W knajpce pochłaniam jeno 1/3 porcji zamówionego dania + resztę zabieram na wynos. W powrotnej drodze ponownie mijam nienaturalnie puste ulice z zamkniętymi sklepami i kilkoma przysypiającymi gdzie-popadnie bezdomnymi. O dziwo bezdomnych widzę tylko w Tajlandii. W żadnym ościennym kraju ich nie zauważyłem. Najwidoczniej w komunie (Wietnam, Laos, Kambodża), tudzież reżimie juntowym (Birma) takie widoki są niedopuszczalne. Czyżby nieukrywana bezdomność oznaczała zdrowie państwowego systemu ..? (jakkolwiek dziwacznie to przypuszczenie nie zabrzmi!).

Z całym szacunkiem + nieukrywaną nostalgią w stosunku do Station Hotel rezerwuję jednak inną miejscówkę: Centaur Inn (2 noce za 725 THB). Klimat pokoju prawie jak w Indiach, wszak przez Hindusów jest (spory + wyjątkowo zaciszny) hotel prowadzony, a innej narodowości gości tu nie widać. Nawet mini-kłódeczką się go zamyka, ściany barwnie zagrzybione, a za główne oświetlenie robi zdezelowana jarzeniówka … rozmarzyłem się :). Nie ma rzecz jasna klimy, za to są dwa skuteczne wentylatorki (sufitowy + biurkowy), spartańska, acz zaspokająca podstawowe potrzeby łazienka i takie sobie, ale jednak Wi-Fi. Widok na ścianę bez okien sąsiedniego budynku = pełna dyskrecja! :). Uparłem się, aby dotrzeć tu transportem miejskim wszak czas mam dziś nieograniczony. Oczywiście kultową trasą autobusu nr 1! Co z tego, że po przesadnie długim błądzeniu (wyjątkowo kiepsko działa nawigacja satelitarna na Moovit!) + w pocie czoła odnajduję ostatecznie przystanek … skoro wsiadam i jadę jak panisko … w przeciwnym do pożądanego kierunku, heh. Ewidentnie zapomniałem przestawić się na ruch lewostronny. Właściwie wszystko wydaje się tu po wizycie w Wietnamie inne: inni, bardziej wyniośli, pozornie rozsądniejsi i bystrzejsi ludzie, w miarę uporządkowany ruch uliczny, przechodzenie przez jezdnię na zebrach, przestrzeganie świateł, szerokie, czyste chodniki, wszechobecny porządek i jakiś bardziej logiczny, ogólnie panujący ład. Czuję się nieswojo idąc po jezdni wzdłuż chodnika, a pety rygorystycznie wyrzucam wyłącznie do studzienek kanalizacyjnych, … nie gdzie popadnie.

Po drodze – rzutem na taśmę (czyt.: tuż przed hotelem) – trafiam nawet szczęśliwie na uczciwy kantor wymiany walut. Tutejszy kurs (34,40 THB) jest znacznie lepszy od lotniskowego. Wymieniam całuśkie 200 USD. Nie wiem, czy przy mojej namiętności do oszczędzania w Azji zdążę wydać ich równowartość w 6 dni, ale raz się żyje, heh.

Poczucie błogostanu po kolejnej porcji porannego ryżu skłania do rozkosznej drzemki. To moja pierwsza popołudniowa sjesta w hotelu podczas tego wyjazdu. Po przebudzeniu (zwanym też oświeceniem :)) podejmuję misję odnalezienia jakiegoś sklepu spożywczego w okolicy. Niełatwe to zadanie. Kilkaset metrów dzielnicy przemierzam bez powodzenia. W końcu trafiam jednak na ratujący życie turystów punkt 7/11. Tutejsze fajki kosztują 72 THB. Sporawo.

https://www.youtube.com/watch?v=gp1Y-6mV3sc&ab_channel=okiemarchitekta
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 8% świata (16 państw)
Zasoby: 385 wpisów385 19 komentarzy19 5875 zdjęć5875 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
04.12.2024 - 22.01.2025
 
 
26.03.2023 - 06.04.2023