Rano otrzymuję info z booking.com, że cwaniaczki z managementu odwołali moją wczorajszą rezerwację, mimo, iż za nią zapłaciłem i skorzystałem z noclegu! Kolejna machloja na uniknięcie prowizji. Na wszelki wypadek robię foty z wizyty w pokoju. Zapomnijcie o tym żenującym przybytku!
Do południa próbuję na maksa wykorzystać czas do check-out-u w pokoju. Później (zostawiwszy plecak w recepcji) ruszam na miasto poszukać jakiegoś żarcia i fajek. Te drugie wszędzie są po zawyżonej cenie (20 K), a sklepów oferujących używkę jak na lekarstwo. Dziwna ta dzielnia. Ostatecznie kupuję karton po niekorzystnym kursie + na powitanie Tajlandii: butlę Hanoi Vodka 0,75 l (39%) za 120 K (choć np. w Mui Ne okazyjnie nabyłem 0,75 l i to 40%-ową za 70 K!). Mimo wszystko - jak na tutejszą okolicę - wygląda to raczej na uczciwy przybytek. W jednej z przyulicznych bram zajadam się też pysznym kurczakiem z ryżem w wyjątkowo przyzwoitej cenie 40 K. Da się!
Zabieram plecak z wyjątkowo imprezowej dziś recepcji Hanz 82 Sen Hotel Saigon hucznie-alko świętującej jakieś ważne wydarzenie i pieszo zmierzam na bus w stronę lotniska. Czasu mam wszak sporo. Moovit nakazuje jechać numerem 65, ale po drodze wychodzi na jaw fakt, iż jednak muszę się przesiąść na 103. Połowa pasażerów jest zaangażowana w dostarczenie mnie do miejsca docelowego. Niestety kolo-driver drugiego busa o dziwo nie zatrzymuje się przed terminalem międzynarodowym bez wyraźnego żądania i po kolejnych kilkuset metrach jazdy muszę się trochę cofnąć pieszo z lotniska krajowego. Na szczęście oba terminale są tuż obok siebie.
Na tablicy „departure” nie odnajduję mego lotu o założonej godzinie. Podczas odprawy na stanowisku Vietjet okazuje się, iż start zaplanowano nie na 17.45, ale o 18.00. Dziwne, że nie otrzymałem takowego powiadomienia wcześniej. Grunt, że jednak lecę. Z nudów snuję się przed terminalem co by trochę popalić na zapas. Kolejki do odprawy paszportowej, a potem security check okazują się gigantyczne. Stoję w nich prawie godzinę. Na szczęście w strefie wolnocłowej, gdzie ceny są zawyżone kilkakrotnie (!), znajduje się przyzwoita palarnia. Można odreagować stres odprawowy … :)
W żółwim tempie autobusy dowożą nas do samolotu. Płyta lotniska też obfituje w korki. Na pokładzie prawie wszystkie miejsca zajęte – nie ma raczej szans zasiąść przy oknie. Obok - nadpobudliwa, starsza wietnamska, tudzież tajska para. Ciągle są czymś zajęci. Zajadłe, głośne wymiany zdań, tanie gierki na telefonie, obiad z przygotowanych wcześniej plastikowych pojemników. Od zapachu aż mnie ssie. Tymczasem czekamy na pozwolenie kołowania. Czekamy. Czekamy prawie godzinę … Dłużej w życiu chyba na start samolotu nie czekałem. Szlag by to.
Po półtoragodzinnym, wyjątkowo beznamiętnym locie lądujemy w Bangkoku. Że znane mi dobrze lotnisko Suvarnabhumi jest ogromne wiedziałem. Ale żeby jechać pociągiem do kontroli paszportowej i odbioru bagażu …? Tej opcji jeszcze nie przerabiałem. W głównym holu rozglądam się za najtańszym netem na 7 dni, ale wychodzi drożej niż w Airalo (10 USD – 50 GB – 10 dni). Niestety, aby dokonać zakupu kolejnej karty e-Sim muszę potwierdzić tożsamość w portalu. Selfie + fota paszportu. Mozolnie, ale się ostatecznie udaje. Teraz trzeba ją jakoś aktywować. Zapomniałem jak się to robi i tracę mnóstwo czasu na rozkminienie operacji. Niestety trza posiłkować się laptopem. Bez dwóch urządzeń tego nie dokonasz. Póki co korzystam rzecz jasna z netu lotniskowego. Aktywacja pakietu w końcu odpala i mogę jechać do centrum. Doskonale pamiętam wielokrotnie odwiedzaną na przestrzeni kilku lat stację kolejki. Rzutem na taśmę wymieniam jeszcze 20 USD po niekorzystnym kursie (32 THB) + pozostałe 20.000,00 VND na walutę tajską zyskując środki na zakup biletu w automacie Airlink.
Wysiadam na ostatniej stacji Phaya Thai i szukam przystanku autobusu z numerem 1. Znajduję, ale co z tego skoro ciągle nie nadjeżdża ...? Nie mam wody + muszę pilnie skorzystać z toalety! Wciągnąć i wypić … ? Poddaję się w końcu i za 11 zł zamawiam taxi graba. Trzeba było od razu tak zrobić. Przejażdżka trwa raptem 10 min. Ze wskazanej via Whatsapp skrytki przed hotelem odbieram klucz i zgodnie z przekazaną instrukcją video docieram do pokoju … kilka zaułków dalej. To inny guesthouse, ale zdjęcia pokoju się zgadzają, więc nie marudzę … tym bardziej, że lokum wydaje się całkiem przytulne. Jest godzina 23.30! Sporo przedłużyła się ta podróż z Sajgonu …
https://www.youtube.com/watch?v=V7vc9WW772I&ab_channel=okiemarchitekta
https://www.youtube.com/watch?v=eIy0PsVb_gI&ab_channel=okiemarchitekta