… nie ma zmiłuj! – pada, nie pada – lepiej wkrótce raczej nie będzie! W upierdliwie siąpiącej mżawce udaje mi się jednak zobaczyć tutejsze główne atrakcje: Pagodę Linh Ung z górującym nad miastem posągiem Lady Budda i Marble Mountains – zespół świątyń i grot (chyba trochę przereklamowany). Do wieczora spaceruję po centrum odwiedzając zaciszną, wyjątkowo barwną chińską świątynię, miejscowy targ, chrześcijańską katedrę i błękitny klasztor. Nawet dronem nad Dragon Bridge polatałem! Najciekawszym odkryciem dnia wydaje się jednak Fresco Village. Dzielnica słynie z barwnych graffiti na ścianach tutejszych domostw. Rewelka! Kilka kolejnych kilometrów pokonuję pieszo w drodze do hotelu.
Jakoś się oswoiłem z tym pokojem. Nawet palić na balkon nie wychodzę …
Niestety podczas kopiowania dzisiejszych nagrań na dysk zahaczam kablem o kubek i coca cola spektakularnie (+ dogłębnie) wypełnia po brzegi klawiaturę mego laptopa. Po pół godzinie gaśnie monitor. No to po ptokach. Załama total! Szukam na telefonie serwisów komputerowych, ale w najbliższej okolicy nic nie ma. Jutro się obaczy co dalej. Wkurwiony idę spać.