… przybijający poranek. Pada. Zamawiam graba na dworzec kolejowy Ga Hue. Jest 9.00. Info w kasie: następny pociąg do Da Nang odjeżdża planowo o 8.45 :) Na szczęście jest spóźniony. Bilet – 98.000,00 VND – bardzo pasuje! Ledwo skończyłem papierosa wjeżdża opóźniony pociąg. Mam dwa siedziska dla siebie – luzik. Z głodu się tu nie umrze. Banh minh za 30 K to moje śniadanie. Jaram standardowo w toalecie. Po dwóch godzinach tory zbliżają się do wybrzeża. Widoki nieziemskie.
Po 3-godzinach osiągamy cel. Nie udaje mi się znaleźć busa na moovit, więc biorę graba. Za 3 dychy w deszczu docieram do hotelu. W recepcji nikogo nie ma. Wysyłam info, że dotarłem. Za 10 min. pojawia się znużony małolat. Pierwsze słowa to: musisz zapłacić za pokój teraz. Zero dzień dobry, witaj, jak się masz ... Usłużnie płacę 480 K. Wjeżdżam windą aż na 1-wsze piętro i po otwarciu drzwi z wrażenia padam na pysk. Pierwsze odczucie: żenada!; niby duży pokój, w pełni wyposażony, z łazienką i pralką na balkonie + nic poza tym. Zero charakteru/klimatu, mierność wystroju, wytarta sofa, ogólna nijakość, klima i TV nie działają. W tej drugiej kwestii zamierzam zawalczyć! Zgłaszam problem krzątającej się akurat po korytarzu pani sprzątaczce, a ta zobowiązuje się rozwiązać problem. Czekam, czekam i czekam … na jakąkolwiek reakcję. Poddaję się w końcu wszak jakieś zakupy zrobić trza. Okolica jest pusta i nieprzyjazna. Na szczęście niedaleko jest sklep z przyzwoitymi/uczciwymi cenami.
Wracam do hotelu … w deszczu rzecz jasna. Nawet nie myślę o jakiejkolwiek wyprawie w miasto. Korzystam natomiast z potężnej pralki na balkonie. Wrzucam do niej prawie wszystko co posiadam. Jest szansa, że do jutra całość wyschnie. Póki co to jedyny plus tej miejscówki.
Niestety prognozy na najbliższe dni są równie pesymistyczne … :(