Geoblog.pl    dagar    Podróże    WIETNAM + TAJLANDIA 2024/25    DZIEŃ 17 – PODRÓŻ DO WNĘTRZA ZIEMI
Zwiń mapę
2024
20
gru

DZIEŃ 17 – PODRÓŻ DO WNĘTRZA ZIEMI

 
Wietnam
Wietnam, Phong Nha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10331 km
 
… o dziwo Phong Nha osiągamy raczej planowo. Punkt 4.00 rano przed Central Backpackers Hostel wysiada sporo osób. Mój Hideaway Homestay jest raptem 100 m dalej. Z pustej recepcji dzwonię do właścicieli, ale nikt nie odbiera. Chwilę później przybywa para turystów i skutecznie wywołuje tutejszą obsługę. Ląduję w 4-osobowym pokoju, z dwoma zajętymi już łóżkami. Bez ceregieli mykam spać, wszak i tak zakłóciłem sen współlokatorom.

Rano zwolniło się łóżko pode mną, drugi koleś śpi, a za chwilę wparowuje nowy mieszkaniec. O dziwo żadnego ze współlokatorów nawet nie widziałem. Zdecydowanie nie są to jednak moje klimaty i służą wyłącznie jako wyjście awaryjne.

Po porannych ablucjach zostawiam plecak w recepcji i ruszam w kierunku przystani łodzi. Pogoda nie nastraja optymistycznie. Podczas zwiedzania jaskiń raczej się nie przyda, ale do wybranej groty Phong Nha Cave płynie się kawałek wśród fajnych widoków.

W porcie jestem pierwszym chętnym. Niestety łódź dedykowana jest 12-stu pasażerom i trza czekać na komplecik. Za chwilę jest nas 8-mioro i w tym składzie gremialnie decydujemy delikatnie przepłacić co by nie marnować dłużej czasu. Para Niemców upiera się przy dodatkowej Tien Son Cave. Grupa w demokratycznym głosowaniu przystaje ostatecznie na tą propozycję za w sumie 300 K/48,00 zł od osoby i w lekko siąpiącym deszczu płyniemy z dwojgiem miejscowych sterników/wioślarzy.

Po ok 20 min. osiągamy wejście do jaskini Phong Nha. Ma 7729 metrów długości i zawiera 14 grot, a także 13 969 metrów podziemnej rzeki. Podczas gdy naukowcy zbadali 44,5 kilometra przejść, turyści mogą zwiedzać tylko pierwsze 1500 metrów. Po przepłynięciu pierwszego fragmentu grot zawracamy, by udać się na pieszą wycieczkę po ich wnętrzach. Pierwsze skojarzenie to nieziemska katedra rodem z filmu „Podróż do wnętrza ziemi”. Niewiarygodna fantazja natury zachwyca formami stalaktytów, stalagmitów, ich nieoczywistymi barwami i rozpiętością skali. Właściwie trudno wyłączyć kamerę – wszędzie wokół otacza nas spektakularne piękno.

Trasa nie jest długa, za to po wyjściu czeka nas trudniejsze wyzwanie: wspinaczka do Tien Son Cave. Szczerze mówiąc znając jej położenie (tuż przy szczycie góry) + znając trudy wspinaczki zapewne poddałbym się na wstępie. Jednak każdy kolejny stopień wzniesienia przybliżał do kolejnego mistycznego przeżycia. Ta grota jest bardziej kameralna, choć też z wieloma niesamowitymi salami odkrywanymi za każdym zakrętem ścieżki. Tu prawie wszystkie ściany są wyjątkowo bogato „dekorowane” fantazyjnymi naciekami w odmiennych kolorach. Miejsce równie piękne co jego siostrzana odpowiedniczka poniżej. Zdecydowanie wynagradza trudy mozolnej wspinaczki. Osobiście uważam, że wyprawa w te rejony powinna obejmować obie groty, choć oglądając w necie zdjęcia Paradise Cave też pewnie warto odwiedzić.

Po 2,5 h wracamy w deszczu (+ pełni wrażeń) do przystani, a po drodze do noclegowni nabywam bilet do Hue na 14.00. Kosztuje 250 K/40,00 zł, czyli mniej niż sugeruje 12go.com. Muszę jeszcze rozliczyć pokój (80 K) i zabrać plecak. Od 13.30 siedzę w zapuszczonym sklepiku, gdzie kupiłem bilet. Pani jest wyjątkowo nienachalna i autentycznie pomocna. Śniadanie stanowi najlepsze jak dotąd i najtańsze banh mi, nabyte za 25 K w pobliskiej piekarni. Rewelka! Niestety ok. 14.00 przychodzi gorsza wiadomość: brak możliwości wyruszenia do Hue o czasie. Propozycja jest nie do odrzucenia – następny sleeper o 15.00 (chyba, że to ten sam tylko spóźniony). Jak mus to mus – siła wyższa. Nadprogramowy czas poświęcam – korzystając ze sklepowego WI-FI na wynalezienie i zabukowanie noclegu w Hue. Odrzucam wszelkie nowiutkie i wymuskane pokoje i wybieram taki jaki lubię: trochę nadgryziony zębem czasu, klimatyczny, z balkonem, łazienką i TV. Na fotach ujął mnie przede wszystkim przestrzenny widok z okna. NHA NGHI THANH HANG mieści się w dobrej lokalizacji i kosztuje raptem 200 K/noc.

Tuż po 15.00 pani przybiega z info, iż moja podróż właśnie się rozpoczyna. Obok stoi busik, którym po zebraniu jeszcze kilku osób z miejscowych hosteli ruszamy w trasę do odległego o godzinę drogi Dong Hoi. Tu na dworcu autokarowym czeka nas spora niespodzianka: najlepszy sleeper jakim dotąd jechałem. Czysto, przestrzennie, dyskretne firany oddzielające leżanki, wejścia podłączeniowe do elektroniki, dyskretna muzyczka – jednym słowem miodzio. Droga ma zająć w sumie 4 godziny. 20 min przed Hue szofer zarządza przerwę na posiłek. Knajpa jednak nie jest specjalnie zachęcająca i w moim przypadku kończy się jeno na standardowym papierosie.

Ok. 19.30 gdzieś na obrzeżach miasta przerzucają nas (6 osób) do van-a, który podwozi w okolice cytadeli cesarskiej. Od razu rezerwuję skuterowego graba, choć tylko niecały kilometr dzieli mnie od celu. Pierwszy driver się guzdrze, więc na konto wpada kolejny voucher 20 K do wykorzystania. Rezerwuję kolejnego i za kilka minut dojeżdżam pod hotel za 2,00 zł! W drzwiach wita mnie uśmiechnięty właściciel. Prowadzi do pokoju na 4-tym piętrze. Pal licho kolejne dziś schody (tych mam ewidentnie dość), ale podobnie jak do groty Tien Son warto się tu wspiąć. Pokój jest dokładnie taki jaki miał być. Widok przedni, nikt nie zagląda w okna, a i sąsiadów w pokojach obok brak. Ideał!

Podkręcony pełnią szczęścia ruszam na krótki rekonesans po okolicy. Jest prawie jak w Hanoi; stołeczkowe knajpki, rodzinne sklepiki, chłopaki z piwem w garści oglądający mecz w pobliskim barze. Czego chcieć więcej ...? Wpadam do jadłodajni na udko kurczaka z ryżem i warzywami. Sam nie wierzę – nie dość, że wielka porcja, której połowę przesympatyczna pani pakuje mi na wynos, to jeszcze płacę tylko 30 K! (słownie: trzydzieści tysięcy). Za mało atrakcji ...? Fajki kosztują tu przyzwoite 15 K, a duży 7UP – 20 K. Wokół jest sporo aptek. W jednej z nich kolejna przemiła młoda osóbka wręcza mi listek aspiryny za 15 K. No żal nie skorzystać, może w końcu zakończę upierdliwy nieżyt nosa.

Jeśli w życiu są piękne tylko chwile, to trwaj chwilo, trwaj …! :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 8% świata (16 państw)
Zasoby: 385 wpisów385 19 komentarzy19 5738 zdjęć5738 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
04.12.2024 - 22.01.2025
 
 
26.03.2023 - 06.04.2023