Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + NEPAL 1998 - relacja z archiwum spisanego ręcznie w notesie ... :)    „GHATAMI W GÓRĘ, GHATAMI W DÓŁ”
Zwiń mapę
1998
13
lis

„GHATAMI W GÓRĘ, GHATAMI W DÓŁ”

 
Indie
Indie, Vārānasi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8123 km
 
W nocy dopadają mnie rewolucje żołądkowe. Obawiam czy nie złapałem jakiejś ameby. Nie ma jednak gorączki, ani żadnych bólów, więc potencjalną kurację pozostawiam na ranek. Rano nic szczególnego się nie dzieje, choć trochę obawiam się śniadania. Pierwszy posiłek to banan o 13.00 … i nic. Potem bułka z owocami – dalej nic, więc ryzykuję obiad w postaci zupy pomidorowej z kurczakiem.

Podczas spaceru wzdłuż ghatów natykam się na nepalską świątynię – niestety dostępną wyłącznie dla wiernych – dalej krętymi uliczkami docieram do „Płonącego Ghatu”. Pouczony o zakazie fotografowania po raz kolejny jestem niemym świadkiem licznych dziś kremacji. Wracam w labirynt uliczek po raz pierwszy ze świadomą bezmyślnością. Zgodnie z założeniem – gubię się momentalnie i po odwiedzinach handlowej części Godauli krążę wśród tutejszych straganów kilka godzin.

Wieczór spędzam - rzecz jasna - na Ghacie. To moje ostatnie chwile w Varanasi i chcę je zakończyć w obecności mistycyzmu Gangesu. Wyjątkowo dobra widoczność pozwala nawet dojrzeć drugi jego brzeg.

Wracam do hotelu. Rano zapłaciłem właścicielowi 80 INR za noc i 40 INR za możliwość zatrzymania pokoju do wieczora. Pociąg mam dopiero o 23.00, ale już po 19.00 wyruszam na dworzec Varanasi Junction. Teraz to ja proponuję stawkę riksiarzom. Uznaję, że 10 INR powinno wystarczyć i szybko znajduję chętnego kierowcę, który w niecałą godzinę dowozi mnie na miejsce. Tłok jest tu nieziemski. W informacji turystycznej dowiaduję się, iż na piętrze jest restauracja. Okazuje się ona cafeterią ze śniadaniowym jeno menu. Za wybornie wysmażone jajka, pieczywo tostowe, dżem i herbatę z mlekiem płacę 25 IRN. Postanawiam spędzić tu trochę czasu. Obok koczuje Japonka zagorzale przeglądając przewodnik. Robię to samo i trochę piszę. Choroba – jeszcze trzy godziny do odjazdu pociągu!

Zapeszyłem. O północy pociągu nie ma, a od innych turystów dowiaduję się, iż na trasie był jakiś wypadek i pociąg ma być miedzy 3.00, a 4.00. Kolejne 3 godziny oczekiwania (!) – tym razem spędzone na betonowych schodach peronu. O 3.40 przybywa nasz skład. Dość szybko znalazłem swój wagon, ale parcie na pęcherz zmusiło mnie najpierw do odwiedzin toalety, gdzie ledwo zmieściłem się z plecakiem na grzbiecie. Huk, że wypróżnienia dokonywałem przy drzwiach otwartych – nikt na to nie zwracał uwagi – szczególnie, że brak prądu pogrążył pociąg w egipskich ciemnościach. Mojemu szczęściu nie było końca, kiedy okazało się, że wraz z poznaną wcześniej na peronie belgijską parą mamy miejscówki w jednym boksie. Po omacku zasiedliliśmy nasze kuszetki i zadowoleni, że jedziemy razem – zresztą z takim samym planem podróży: Satna, a potem Khajuraho - zasnęliśmy momentalnie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018