Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + NEPAL 1998 - relacja z archiwum spisanego ręcznie w notesie ... :)    „BAKSZYSZ”
Zwiń mapę
1998
08
lis

„BAKSZYSZ”

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7441 km
 
Jet leg daje się we znaki i zwlekam się z wyra dopiero o 11.00. Za godzinę kończy się doba hotelowa. Przepchawszy kilka niedrożnych otworów w słuchawce natryskowej i orzeźwiającym natrysku, + w nieco lepszym nastroju porzucam myśl o powrocie do kraju i postanawiam spędzić tu chociaż kilka dni. Pierwszą w życiu rikszą docieram do hotelu „Natraj”, gdzie za pokój z działającą klimą i łazienką płacę (po 60 rupiowym rabacie) 600 INR za dwa dni. Jest niby trochę lepiej. Moja radość nie trwa jednak długo. Pierwszy spacer po egzotycznym Main Bazaar w dzielnicy Pahar Ganj ujawnia, iż średnio pokój kosztuje tu ok. 150 INR za noc. Biorę to jednak za dobrą monetę na przyszłość i liczę, że to już koniec pasma frycowego.
Po pokoju chodzą tabuny mrówek, ale to może oznaczać, że nie ma tu innego plugastwa. Plecak umieszczam przezornie w szafie, którą zamykam własnym łańcuchem z kłódką. Niby nic, ale namiastka psychicznego komfortu o bezpieczeństwo bagażu zapewniona. Pierwszy popołudniowy rekonesans dzielnicy poprzecinanej wąwozami ciemnych, obskurnych uliczek, nędzarzy żebrzących o bakszysz, obdartych z odzienia i godności dzieci wywijających akrobacje na potrzeby turystów daje obraz tego kraju – gwarnego, przeludnionego i tragicznie biednego slumsu. Nie można się tu nudzić. „Przyjaciele” u boku białego człowieka zmieniają się co rusz. Gotowi są służyć pomocą w znalezieniu hotelu, sklepu, knajpy, agencji turystycznej, panienki na numerek … a to wszystko rzecz jasna bezinteresownie! Cóż za szczodrość! Od transakcji zawartych przez turystów naganiacze otrzymują nawet 25% prowizji, co wyjątkowo szczerze wyznał riksiarz wiozący mnie wieczorem do Connaugh Place. Oczywiście po drodze (wyjątkowo za moją zgodą) odwiedzamy przybytki z pamiątkami, dywanami, biżuterią. Nawet jeśli nic nie kupię – driver dostanie bakszysz za polecenie sklepu. Za uczciwość należy mu się nagroda, więc udaję żywe zainteresowanie tysiącem i jeden drobiazgów. Za kurs nie żąda więcej niż ustalona pierwotnie cena – 10 INR. Miałem też okazję empirycznie poznać zawód riksiarza. Przez kawałek trasy zamieniamy się miejscami i to ja jestem driverem omal nie doprowadzając do kasacji pojazdu. Nie taka to prosta sprawa.

Niedaleko Main Bazaar znajduje się cicha świątynia wyznawców Hare Krishna. To dobre miejsce na odpoczynek po całym dniu zwiedzania. Na miękkich wykładzinach omal nie usnąłem w pozycji lotosu. W błogiej drzemce nie przeszkadzał nawet obrządek okadzania głównego posągu bóstwa, ani monotonne, choć głośne śpiewy mnichów.

Dziś zjadłem pierwszy obiad wybierając „lemon chicken tandoori” z wyśmienitym plackiem naan. Zamówiłem też wegetariański dhal – mus z ziaren roślin strączkowych, głównie soczewicy. Niespecjalny. Najciekawsze jednak było obiadowe towarzystwo – 6-osobowa grupka polskich turystów w nieco zaawansowanym wieku. Też przybyli do Indii niedawno, choć nie pierwszy już raz. Rozstajemy się po posiłku i wymianie wrażeń … raczej bez żalu z mojej strony ... ;-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018