Geoblog.pl    dagar    Podróże    BIRMA 2018 (+ Tajlandia)    „OLIMP NATÓW”
Zwiń mapę
2018
24
lut

„OLIMP NATÓW”

 
Birma
Birma, Mt Popa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12296 km
 
Po śniadaniu zwalniam pokój, zostawiam plecak "śpiącej królewnie" zajętej akurat namiętną rozmową telefoniczną i czekam na opłacony wczoraj transport u sąsiadów. Dostaję plastikowe krzesełko – jest zatem szansa, że transakcja dojdzie do skutku. O 9.30 przyjeżdża (spóźniona) osobówka. Są już w niej dwie pasażerki (oczywiście Francuzki!). Driver małolat wiezie nas na rogatki miasteczka – tam gdzie wczoraj do asfaltu dojechałem. Pokornie przesiadamy się do większego busa i … wracamy do centrum po kolejnych pasażerów. Znów trudno mi zrozumieć tutejszą pokrętną logikę i organizację.

Wsiadają jeszcze 2 wykremowane francuskie pieski. Na dźwięk włączanej klimy prawie mdleją okrywając się ortalionami. Nieprzeciętny upał pomieszany z wonią smrodliwych kosmetyków przyprawia o mdłości, ale pieski znajdują przycisk nawiewu i wyłączają go. Dusimy się w fetorze chemii. Pieski otulone kurtkami zasypiają. Ponownie na wyjeździe z miasta zabieramy ostatnią dwójkę – sympatyczną parę francuzko-irlandzką.

Duszna atmosfera trwa półtorej godziny. Na wysuszonych pustkowiach mijamy przydrożnych żebraków, aż w końcu bus zaczyna wspinać się pod górę. Mt. Popa widać z daleka. Mamy 2 godziny na odwiedzenie wzgórza świątynnego. Wśród niewielu (jak na jedno z najświętszych miejsc Birmy) wiernych, wspinaczka 777-oma stopniami zajmuje raptem 20 min. Na szczycie też tłumów nie ma. Można spokojnie krążyć wśród kilku zabudowań świątynnych, tarasów i schodków zupełnie swobodnie. No może gdyby tylko nie te upierdliwe makaki, potrafiące się wkurzyć z byle powodu i wywołać karczemną awanturę.
Niewiele tu do oglądania, ale klimacik fajny. Widok ze szczytu wygasłego wulkanu też.

Jako pierwszy z naszej siódemki jestem z powrotem przy busie. Za chwilę pojawia się mieszana para i dwa pierwsze znużone pieski. Brakuje jeszcze dwóch. Czekamy. Jest po ostro czasie. Teraz my jesteśmy znużeni, a w głowie układam sobie wiązankę jaką puściłbym spóźnialskim. Trochę z nudów nawiązujemy pogawędkę z mieszaną parą. Niestety zaliczają tylko niezbędne minimum w Birmie. Szczerze odradzam 3 dniowy pobyt nad Inle Lake próbując przekonać ich do odwiedzenia przynajmniej Kakku. Na szczęście Pindaya Caves mają w planach.

Po pół godzinie pojawiają się spóźnione Francuzki. Zero wyjaśnień, przeprosin, uśmiechu, wstydu ... czegokolwiek. Wprost przeciwnie – kwaśna mina zdradza niezadowolenie z nieoczekiwanej zmiany miejsc w busie. Te po środku nie są zbyt wygodne, a właśnie im przypadły. Przynajmniej jakaś kara, heh. Kto późno przychodzi ten sam sobie szkodzi. To chyba drugi po Niemcach naród pretendujący do królów świata. Wszystko im się niby należy. W Birmie można się poczuć jak w Indochinach za czasów kolonialnych. Francuski powinien tu być drugim urzędowym językiem, choć przecież to dawna kolonia angielska.

W Nyang U wszystkie francuskie pieski wysiadają bez pożegnania. Ja żegnam się z poznaną parą i kierowcą. Szkoda, że wyjeżdżam – pewnie fajnie by się pogadało przy piwku.

W hotelu "śpiąca królewna" sugeruje odwiedzenie najpierw dworca w miasteczku. Zanim docieram tam pieszo przejmują mnie taksiarze. Po krótkiej awanturze zwycięzca wiezie mnie na wielki dworzec kilka kilometrów za miastem. Pusto tu totalnie. Piwkujący z nudów kolesie próbują jakoś pomóc. Nic jednak nie jedzie stąd dziś do Mangwe. Sugerują łapać transport na drodze. Od 15.00 macham na wszystko co ma jakąś pakę. Zero reakcji. Pół godziny później mam druha niedoli. Znudzony pracownik przydworcowego hotelu za punkt honoru stawia sobie pomoc zbłąkanemu turyście. Po kolejnej półtorej godzinie zatrzymuje mini bus w pożądanym kierunku (5000 K). Sukces! Jest tylko 5-ciu pasażerów, więc można przebierać w miejscach, driver jedzie szybko, acz pewnie, a sielankowa podróż zajmuje raptem 2,5 godz. Urozmaica ją dźwięczny, przepity głos małolata nawijającego namiętnie via tel przez całe 2,5 h (!) z krótkimi przerwami na … brak zasięgu. Od czasu do czasu wspomaga go równie imponujący bas pasażera z tyłu i piskliwy (tak dla odmiany) pasażerki obok.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (37)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018