Geoblog.pl    dagar    Podróże    BIRMA 2018 (+ Tajlandia)    " JAK NA KURORT PRZYSTAŁO"
Zwiń mapę
2018
18
lut

" JAK NA KURORT PRZYSTAŁO"

 
Birma
Birma, Pyin U Lwin
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12002 km
 
Jak na niedzielę przystało ma być leniwie i rozkosznie. Zaczynam od odwiedzenia pobliskiej Maha Aung Mye Bon Thar Pagoda. Ciągle kuszą jednak tutejsze zaprzęgi konne. Negocjuję przejażdżkę bryczką do Kandawgyi Gardens. Staje na 5000 K. Pewnie trochę przepłacam - za to radocha nie do opisania.

Za wstęp do ogrodów trzeba zapłacić kolejne 5 USD. Piesza trasa wiedzie wokół jeziora. Kwiatki, bławatki i bratki niespecjalnie mnie interesują. Skamieniałe pnie drzew też nie powalają. Ciekawiej jest w lesie bambusowym i piniowym. Kawałek dalej - wg mnie gwóźdź programu – ptaszarnia. Z drewnianych mostków można wypatrywać kilku gatunków rezydujących tu ptaków. Rzecz jasna ciągle pozujący do zdjęć paw robi wśród odwiedzających furorę. Pewnie liczy na jakieś zadośćuczynienie w postaci niezdrowego żarcia z plastikowej torebki. Dalej jest taki sobie ogród orchidei. Wolałem te rosnące w naturalnych warunkach (czyt.: na drzewach) np. na Bali. Imponujące jest natomiast muzeum motyli. Żal tylko, że fotek robić nie można. Zostaje jeszcze wspiąć się na wieżę widokową i program piknikowy zaliczony.

Przed wyjazdem chcę jeszcze obejrzeć dwa pokolonialne hotele i chińską świątynię. W kolejnej negocjacji z woźnicami jestem twardszy. Tym razem sam proponuję 5000 K za aż trzy destynacje + podwózkę do centrum. Znajduje się chętny, znudzony oczekiwaniem na klientów luzak. On pali powożąc – ja w karocy. Najbliżej jest do Former Croxton Hotel. Mimo obłożenia rusztowaniami wygląda nastrojowo. Luzak twierdzi, że zna managera i bez pardonu wchodzimy do środka. Nikogo tu nie ma, ale klimacik jest!

Kolejny punkt to Candacraig Hotel. No teraz to full wypas – zamknięty co prawda dla zwiedzających, ale z zewnątrz jak żywcem przeniesiony z wiktoriańskiej Anglii.

Chińska świątynia wygląda jak Disneyland. Tłumy rozentuzjomowanych turystów robią selfie przy każdej figurce i finezyjnie przyciętym krzaczku. Nic tu po mnie.

Wracam do hotelu i korzystam z dobrego dziś netu. Messenger via tel też nie zawodzi. Po 15.00 jestem już na dworcu kolejowym, ale bilet mogę kupić dopiero o 16.00. Wdaję się w dysputę z podciętym rówieśnikiem, który wraz z synem czeka na matkę/babcię wracającą z Hsipaw. Fajnie się z nim gada. Ponoć każdego dnia uczy syna jednego angielskiego słowa. Zuch!

Pociąg wjeżdża na stację opóźniony jakieś 20 min. Tym razem mam bilet na „upper class” za 1200 K, a że większość pasażerów wysiadła własnie w Pyin Oo Lwin – w wagonie jest totalny luz. Ruszamy po 17.00. Cieszę się, że tym razem zamiast drewnianej ławki mam do dyspozycji miękki, rozkładany fotel z podnóżkiem.

Pociąg wlecze się niemiłosiernie. Po dwóch godzinach wjeżdżamy w wydrążone w skałach wąwozy i za oknem widać jeno skały. Nudnawo. W ramach urozmaicenia trasy dwukrotnie cofamy się kilkaset metrów do tyłu. Chyba ktoś zapomniał przestawić na czas zwrotnice. Średnio co 20 min stajemy w dziwnych miejscach. Cała ten kurs jest dla mnie jedną wielką zagadką.

Do Mandalay docieram po 22.00 (a miały być 4 godziny!). Wychodzę z dworca w miasto, ale nie potrafię zlokalizować swego położenia, a hotele wokół wyglądają na raczej drogie. Znajduje się pomocnik. Dziadek z rikszą rowerową sugeruje podwózkę na drugą stronę dworca, gdzie rzekomo jest więcej tanich hoteli. Zgadzam się na ostro zawyżony kurs: 4000 K. Dziadek – ledwo dysząc – w ciemię bity nie jest. Po co jechać taki kawał drogi skoro można zostawić mnie w pierwszej lepszej noclegowni i jeszcze prowizję skasować. Ceny w trzech pierwszych to min 30 USD. Zaczynam się martwić, tym bardziej, że część przybytków jest już zamknięta. Z przesadnie backpackerskiego dormitorium rezygnuję, aż w końcu trafiam do Silver Cloud Hotel, gdzie za dwójkę muszę zapłacić 18 USD. Pokój nie zasługuje na swoją cenę, net działa jakby chciał, a nie mógł, za oknem ruchliwa ulica, a woda w kranie raczej letnia niż gorąca. Lepszego wyjścia jednak nie widzę. Z zamiarem znalezienia czegoś tańszego jutro zostaję tu. Na szczęście mogę zaspokoić głód nudlową zupką chińską, która jest na wyposażeniu pokoju. Sprawny czajnik też!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (60)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018