Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDONEZJA 2015 (+ BANGKOK + KUALA LUMPUR)    ZNOŚNA LEKKOŚĆ BYTU
Zwiń mapę
2015
22
sie

ZNOŚNA LEKKOŚĆ BYTU

 
Indonezja
Indonezja, Gili Trawangan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14011 km
 
O 8.40 rano mam być zgodnie z planem gotowy do drogi. W trakcie zażywania pobudzająco zimnego natrysku przed drzwiami mego bungalowu słyszę nawoływania boss-a przybytku, że jednak o 8.15! Pogoda jest ponoć kiepska i trzeba rzekomo wypłynąć wcześniej. Spinam się leciutko w pakowaniu i po śniadaniu w postaci smażonego jajka między tostami popitego gorzką herbatą jestem gotów. Do hotelu wpada właśnie małoletni koleś z moim boarding pass-em w ręku i żwawo prowadzi na przystań. Tam powoli zbiera się spory już tłumek backpackersów żądnych doświadczenia uroków ziemskiego raju. Pół godziny trwa załadunek na wyjątkowo pojemny speed-boat i mimo wszystko wypływamy dopiero o 9.00 ... czyli punktualnie.

Morze gładziutkie jak stół. Gęste dziś chmury zostawiamy nad Bali i po dokładnie dwóch godzinach statek dobija do brzegu Gili Trawangan ... dosłownie do brzegu, bo nie ma tu żadnej przystani. Następuje w miarę sprawny "rozpakunek" towarzystwa i można spokojnie szukać noclegu.

Wyspa wydaje się znacznie bardziej "zurbanizowana" niż przypuszczałem. Wokół "portu" rozciąga się pas plażowych knajp, a wzdłuż głównej ulicy szereg ośrodków z bungalowami dla co bardziej majętnych turystów. Obowiązuje zakaz używania silników spalinowych na lądzie. Po piaszczystych w większości ścieżkach (utwardzonych dróg tu brak) jeżdżą jeno konne bryczki i rowery. Mimo to pieszo ruszam w głąb osady co by uniknąć potencjalnego hałasu osławionych wieczornych imprez. Odwiedzam kilka różnej maści przybytków, ale ceny noclegów zaczynają się zwykle od 300.000 IDR. Za 120.000 mogę co najwyżej wynająć pryczę w pokoju wieloosobowym, ale już sam charakter noclegowni odrzuca. Nie przywykłem do żadnej formy komuny.

Ostatecznie - za pośrednictwem emocjonalnie zaangażowanego w transakcję syna właścicielki - dogaduję się z szefową niezbyt atrakcyjnego homestay-u na trzy noclegi po 200.000 IDR (cena wyjściowa 350.000/noc). Ciemny pokoik z dwoma bambusowymi łóżkami jest właśnie "sprzątany". Szefowa "łaskawie" zgadza się zejść z wywoławczej ceny pod warunkiem, że nikomu o „tak wielkim dyskoncie" (lol!) nie wspomnę. Nie spieszy się jednak z przygotowaniem lokum, więc z nudów rozglądam się po okolicy i zupełnie od niechcenia badam warunki m.in. w "Banana Leaf 3" na przeciwko. 250.000 IDR to cena wyjściowa za spory, jasny pokój w murowanym budynku z wentylatorem i łazienką (ponoć ze słoną wodą w kranie). Bez trudu zbijam ją do 200.000, ale muszę zrezygnować ze śniadań.
W to mi graj! Zanim poprzednio upatrzony pokój zostaje doprowadzony do porządku – rozpakowuję się już w nowej kwaterze. Właścicielka pierwszego przybytku jest lekko poirytowana. Z tego co widzę, mijając później jej noclegownię, nie ma żadnych innych gości. Bussines is Bussines. Soreczki.

Net w nowym lokum działa przyzwoicie, więc szybko nadrabiam zaległości korespondencyjne. Jednak przede wszystkim trza sprawdzić tutejsze słynne rafy. Do plaży mam 10 min spacerkiem. Właściwie to wszędzie jest blisko wszak wyspę można obejść spacerkiem w dwie godziny.
Po wczorajszym - niezbyt miłym - doświadczeniu do wody wchodzę w sandałach (na szczęście są wodoodporne). Z rafą jest jednak trochę jakby gorzej. Przynajmniej z tą tuż przy brzegu. Wydaje się mocno zniszczona, a i ryb jakby tu mniej. Nie przeszkadza to jednak w delektowaniu się barwnym podwodnym światem + leniwym opalaniu na plaży. Głównym (i chyba ulubionym) zajęciem na Gili Trawangan wydaje się nierobienie niczego. Luzik.

Wracając do hotelu wpadam do jednego z nielicznych tu lokalnych warungów. Nasi campur z 1,5-litrową wodą – ku sporemu zaskoczeniu – nawet przy plaży kosztuje tylko 25.000 IDR! Wieczorna kolacja (potrawka z kurczaka + ryż) w "24h/open" knajpie przy mojej ulicy raptem 20.000. Nie jest źle. Rozochocony niewygórowanymi cenami pytam w przygodnym sklepie o Bintang Beer. 35.000! ... aż nie wypada nie nabyć! :)

Niestety w "Banana Leaf 3" za sąsiadów mam dziś niemieckojęzyczną, pijaną gówniażerię, przez większość wieczoru zagłuszającą spokojną okolicę zwierzęcymi okrzykami mającymi (prawdopodobnie z założenia) przypominać jakieś piosenki. Większych idiotów wieki nie słyszałem. Deutschland Deutschland uber alles! Ten naród ma to we krwi.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (23)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018