Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDONEZJA 2015 (+ BANGKOK + KUALA LUMPUR)    BLUE LAGOON
Zwiń mapę
2015
21
sie

BLUE LAGOON

 
Indonezja
Indonezja, Padangbai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13950 km
 
Punkt 13.00 jesteśmy u celu podróży. Chyba moi współpasażerowie – nerwowo gryzący po drodze paznokcie – jednak zdążą na wykupiony rejs promem … na Gili Islands rzecz jasna, ... bo właściwie poza przeprawą promową mieścina Padang Bai niewiele ma do zaoferowania.

Ewidentnie zbyt szybko rezygnuję z wyjątkowo przyjemnego pokoju z łazienką, śniadaniem, Wi-Fi, a nawet basenem (!) za 150.000 IDR i dwie parcele dalej (nadgorliwie) wykupuję dwa noclegi (po 125.000 IDR) w podstarzałych bungalowach "Penginapan Padang Bai Beach Inn IV". Totalnie nie łapię drakońskiej w skutkach decyzji. Nie podoba mi się nieprzyjazny pokój z rattanowymi ścianami pamiętającymi zapewne wieki średnie ... no i po kiego ch... płacę z marszu za 2 dni z góry ...?

Za chwilę błędy decyzyjne dołują jeszcze boleśniej. Obiecany net w obrzydliwym pokoju nie działa, a w miasteczku nikt nigdy nie słyszał o żadnym "daily tour" i można wynająć tu tylko taxi. Za kurs do samej Besakih Temple zaśpiewano 550.000 IDR!
Pojęcia nie mam co począć nawet z dzisiejszym popołudniem, a co dopiero przez cały jutrzejszy dzień? Ależ jestem zły. Smętnie snuję się po tych kilku na krzyż uliczkach Padang Bai i nawet jestem w stanie stracić nadpłaconą należność za drugi nocleg byle się stąd jak najszybciej wydostać. W rozpaczy zaglądam do biura/kasy oficjalnego portu – bilet promowy na Lombok kosztuje raptem 44.000 IDR! Powolutku rodzi się zatem jakiś plan. Mierny, ale jednak.

Ze skruszoną miną, powoli, wracam do "hotelu" z hiobową informacją o zmianie planów. Mimo jej bohaterskiego obwieszczenia tutejszy boss przystępuje do odsieczy: "a może jednak speed-boat na Gili Islands ... za jedyne 300.000 IDR?" ... albo jeszcze lepiej (dla niego) w obie strony za 500.000 ...? Czuję, że nie mam wyjścia, tym bardziej, iż w związku z nowo zawartą transakcją otrzymuję wpłaconą kwotę za niewykorzystany feralny nocleg. Decyduję się na podróż w obie strony, choć rzecz jasna żal mi przyjemności doświadczenia niewątpliwych uroków przeprawy tanim promem publicznym. ... no i kasy! :)

Trochę zaszalałem! Czas ochłonąć.
Plaża w centrum miasteczka nie należy raczej do specjalnie rekreacyjnych. Poza uwiązanymi łodziami rybackimi i kilkoma stoiskami gastronomicznymi niewiele się tu dzieje. No może tylko przy jej północnym krańcu, gdzie przy mikro-świątynce trwa akurat jakiś rytuał religijny. Ze smakiem pochłaniam tylko zupkę bakso (15.000 IDR) i ruszam w stronę słynnej "Blue Lagoon". Nie wiem, która to już w moim życiu o tej nazwie. Ledwo jednak zatoka zaczyna przezierać z pobliskiej góry przez korony palm – zawracam na pięcie. Tu się snorkuje przy samym brzegu! ... a ja nie wziąłem maski!! W gorączce podniecenia wpadam spocony do pokoju, łapię najbliższą reklamówkę i dziarsko wracam na plażę.
Już się rozbieram, już szykuję aparat do pierwszej podwodnej próby, już sięgam po nowiuśką maskę do snorkelingu ... a zamiast tejże wyciągam z reklamówki ... klapki!!!

Kto nie ma w głowie ten ma w nogach. Ponownie (w pocie czoła) bieżę do pokoju. Okoliczni handlarze przestali mnie nawet zaczepiać. Ot taki biały zdesperowany frustrat biegający tam i z powrotem bez celu i logiki.
Tym razem dwukrotnie sprawdzam zawartość właściwej reklamówki i ostatecznie mogę zażyć upragnionej kąpieli wśród bajecznych raf.

Wejście weń nie należy do najszczęśliwszych, ale kończy się jeno drobnymi otarciami stóp. Dalej (mimo umiarkowanego bólu) jest już tylko coraz piękniej. Każdą nową formację koralową, każdy egzotyczny kształt ryb, każdy odmienny od poprzedniego kolor próbuję namiętnie uwieczniać zakupionym przede wszystkim w tym celu wodoodpornym Olympusem TG-3. Trochę chaotycznie to wygląda, ale jak na pierwszy raz zaczynam sobie coraz lepiej radzić zarówno z falami ... i aparatem fotograficznym. Nerwowy początkowo oddech też się powoli wyrównuje i bez zbędnych dopalaczy odlatuję ... z wrażenia. Poza egipską Hurghadą (wieki temu) nie mam żadnego doświadczenia w snorkelingu, więc zachwyca mnie każda nowa podwodna forma i totalnie tracę poczucie czasu.

Zbliża się wieczór, a woda – o dziwo – zbyt gorąca nie jest. Wychodzę na brzeg i w stanie totalnego odprężenia poddaję urokowi miejsca. Poza wylegiwaniem na plaży, czytaniu książek i leniwych pogawędkach, jedyną atrakcją wydaje się tu konstruowanie kamienno-koralowych kompozycji przestrzennych. Wygrywa ten, kto ustawi wyższą, bądź bardziej nieprawdopodobną, najlepiej urągającą zasadom grawitacji, konstrukcję. W sumie fajny sport. Dla wytrwałych.

Na zasłużoną kolację wybieram przydrożne stoisko z szaszłykami (15.000 IDR/10 szt.) + naleśnik z czekoladą i bananem (10.000) na straganie prowadzonym przez boss-a mego przybytku. Kiedy okazuje się, że w pokoju mam nawet gniazdko elektryczne i mogę jednak korzystać z kompa – zaczyna mi się tu podobać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (28)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018