Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDONEZJA 2015 (+ BANGKOK + KUALA LUMPUR)    CIENIE BEZ ŚCIEMY
Zwiń mapę
2015
14
sie

CIENIE BEZ ŚCIEMY

 
Indonezja
Indonezja, Kalibukbuk
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13760 km
 
Rano wstaję z myślą-pytaniem: czy aby chociaż homestay-owa mamma pamięta o zainkasowaniu należności za nocleg. Pamięta! Nawet każe mi stanąć tuż przed jej przybytkiem w celu szybszego złapania transportu do Loviny. Nie zdążyłem spalić papierosa, a znajduje się chętny driver. Niemrawo rzuca stawkę: 100.000 IDR za rzeczony kurs ... i równie łagodnie przystaje na moją propozycję zbitą do połowy. Większość trasy pokonuję sam. Po drodze do auta - od czasu do czasu - wsiada horda szkolnej gawiedzi płacąc za przejazd wymiętolonymi banknotami.

Po dwóch godzinach wyjątkowo przyjemnej podróży wysiadam w centrum Kalibukbuk. Wybieram najbliższą ulicę prowadzącą w stronę morza i po kilku mniej udanych próbach najmu melduję się w homestay-u „Rahajeng Rauh” na Jalan Kartika. Stawka wyjściowa za jeden z trzech dostępnych akurat pokoi to 300.000 IDR. Wyrażam nieśmiałą opinię, iż to trochę sporo jak na mój budżet i momentalnie cena spada do 400.000 IDR za dwie noce. Stanowczo kręcę noskiem ... i jest już 250.000! Na propozycję powrotu tu po obejrzeniu innych okolicznych hoteli odpowiedź jest jedna: 100.000 IDR za noc! … a jest przecież szczyt sezonu ... heh.
Ponownie bawią mnie relacje turystów chwalących się 5%-wym (!) dyskontem za kilkudniowy (!) najem pokoju. Cenę trzeba tu zbijać nie procentowo, lecz „krotnie”!
Oczywiście mogę dodatkowo wybrać pokój. Biorę ten najjaśniejszy, w cukierkowych kolorach, z dwoma oknami, łazienką i wiatrakiem. Pół rodziny zaangażowanej przed chwilą w negocjacje, teraz gremialnie przygotowuje moją kwaterę do użytku. Podłoga zostaje zamieciona, a pościel małżeńskiego łoża zmieniona na świeżą. Szwagierka szefowej nie omieszkuje złożyć deklaracji potencjalnego masażu za 60.000 IDR. Mogą też pomóc w wynajęciu skutera. Żyć nie umierać!

Rzucam oba plecaki na czyściutką podłogę i ruszam na zwiad okolicy. Trza się posilić na początek. Następna, równoległa do mojej ulica, obstawiona knajpami i hotelami wiedzie wprost do plaży. Na tutejszym molo poznaję kolejną masażystkę zachwalającą swoje umiejętności w branży. Podobnie jak właściciele agencji turystycznych, noclegowni, a nawet kierowców - także ona przedstawia się z imienia. Ma to na celu przypieczętowanie więzi personalnej … wszak kumplom się nie odmawia, heh - taka mała sztuczka Balijczyków. Wracając do pokoju omijam wszystkie restauracje turystyczne i wstępuję do lokalnego warunga przy głównej ulicy. Leciutko niedowidząc bez okularów tutejszego menu zamawiam to samo co mój poprzednik i zamiast pożywnej strawy otrzymuję mieszankę krojonych owoców w posypce z kruszonego lodu (10.000 IDR) – taka tutejsza odmiana Algidy, bądź Calypso w wydaniu podwórkowym. Smakuje jednak świetnie! Teraz pozostaje tylko oczekiwać żołądkowych efektów tej decyzji. Na wszelki wypadek zaopatruję się w tutejszą „Robinson Vodka” (70.000 IDR, 0,375 ml, 40%) i colę. W końcu są też dostępne Lucky Strike po 16.000 IDR. Jest szansa, że przeżyję.

Rozpakowuję plecak, myję totalnie uwalone pyłem wulkanicznym buty, a resztę ubrań oddaję do pralni (10.000 IDR/kg). No teraz mogę w końcu spokojnie delektować się Morzem Balijskim skąpanym w popołudniowym słońcu na brunatnej plaży z piasku wulkanicznego. Próba pierwszej kąpieli w ustronnym, bezludnym miejscu, kończy się katastrofą. Przybrzeżne wody zalegają ostre szczątki koralowców, o które ranię sobie stopy i kolana, a w ramach próby uniknięcia kolejnego upadku nadziewam się dłonią na jeżowca.
Dość kąpieli! Po dwóch godzinach mam też dość opalania. Ponownie wracam na główną ulicę i wstępuję na słodkie szaszłyki z kurczaka z ryżem (25.000 IDR). Korzystam też z usług tutejszego fryzjera (40.000 IDR ... o zgrozo!) zdając się na jego łaskę i niełaskę. Wychodzę prawie łysy. Na klimatycznym mini targu przy głównej ulicy nabywam kiść bananów (20.000) i kawałek jack-fruit-a (10.000). Jutro zapowiada się dieta owocowa. W przydrożnym stoisku kupuję na wszelki wypadek fried-chicken (8.000 IDR/szt.) ... w godnej KFC panierce.

Po powrocie do noclegowni poznaję sympatycznego szefa domostwa spożywającego kolację w ogrodzie – teraz znam już całą rodzinę.

Wieczór spędzam w pokoju, kiedy za oknem zaczyna się niepokojąco głośny rwetest. Okazuje się, iż sąsiedzi moich gospodarzy urządzili dla całej dzielnicy przedstawienie w postaci spektaklu teatru cieni. Na rozciągniętym płóciennym ekranie, podświetlonym lampą oliwną rozgrywa się dramatyczna momentami opowieść. Pojęcia nie mam o czym, ale na poszczególne sceny instynktownie reaguję podobnie jak zgromadzona publiczność: śmiechem, tudzież przerażeniem. Jestem traktowany jak gość honorowy – dostaję krzesło w dobrym punkcie widokowym, wodę w plastikowym kubeczku i kawałek ciasta. Po chwili czuję się prawie jak członek lokalnej społeczności. Mogę nawet zajrzeć za kurtynę i stamtąd podziwiać prawie połowę przedstawienia.

Opowieść snuje główny narrator wcielając się we wszystkie występujące w spektaklu postacie. Jego niemy pomocnik układa lalki w odpowiedniej kolejności, a dwóch grajków przygrywa na gamelanie.
Dziwi trochę brak aplauzu po zakończeniu pokazu. Moją osobistą wdzięczność za zaskakujący spektakl wyrażam serdecznym uściskiem dłoni mistrza lalek. Wydaje się być wzruszony.

Niesamowite zakończenie miłego dnia ... będącego jednocześnie półmetkiem wyjazdu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018