Po śniadaniu w postaci racuchów z serowym (chyba) nadzieniem i herbaty ulepka (6.000) biorę spod dworca pierwszą taksówkę zbijając cenę z 50 do 30.000 IDR. W komfortowych warunkach dojeżdżam do dość odległego dworca Jombor na północy miasta, gdzie czeka już mini-bus do Borobudur. Jedzie ok. 1.20 h i kosztuje 25.000 IDR. Na miejscu (wbrew rozsądkowi – raczej dla atrakcji) daję się namówić na motorikszę, która za 5.000 IDR dowozi mnie do nieodległej bramy wejściowej kompleksu. Wstęp dla obcokrajowców: 250.000 IDR. Mimo iż jestem w długich spodniach dostaję sarong. Trochę w nim gorąco, więc pakuję go do plecaka (... a przy wyjściu zapominam oddać - ot taka pamiątka … bardzo przydatna później zresztą :)
Na wzgórze świątynne prowadzą kamienne schody - zatem trochę brakuje perspektywy dla ujęć całości mega-dagoby. Nie umniejsza to jednak wrażenia jakie wywiera budowla z przełomu VIII i IX w. wpisana w 1991 roku na listę UNESCO. Prawie z namaszczeniem delektuję się scenami na każdym z 10-ciu poziomów budowli powoli docierając na jej szczyt. Widoki na okolicę równie nieziemskie - w oddali majaczy wśród chmur szczyt wulkanu Merapi. Nie dziwię się dawnym wyznawcom buddyzmu, iż w drodze na szczyt świątyni potrafili doznać szczególnych duchowych uniesień.
Indonezja zawsze kojarzyła mi się właśnie z Borobudur (… w drugiej kolejności z Bali) - i oto właśnie marzenie się spełnia. Kolejny dowód jak odmiennie można odbierać różne miejsca: część turystów, których relacje dotąd czytałem stwierdziła, iż to jedynie góra kamieni i .... nic poza tym (czyt.: szczególnego). Nie warto sugerować się opinią innych w kwestii ustalania trasy. Każdy powinien wyrobić własne zdanie na temat odwiedzonego miejsca.
Wyjście z obiektu wiedzie przez kilometry zadaszonych stoisk z pamiątkami tworzącymi giga-market. Trochę to męcząca przechadzka, więc zamiast ponownie forsować stopy ustalam na 30.000 IDR kurs moto-taxi do dwóch małych świątyń w pobliżu (wstęp do obu - 3.000). Candi Pawon (VIII - IX w.) okazuje się niewielką, klimatyczną budowlą, na skwerku sielskiej wioski. Wokół otaczają ją sklepiki z maskami i pacynkami. Candi Mendut leży przy drodze do Yogyi - jest znacznie większa i kryje wewnątrz trzy posągi z IX w.
Driver odwozi mnie wprost pod bus powrotny, a że ten jest jeszcze pusty i za szybko nie odjedzie - zamierzam zjeść lunch. Licząc na wątróbki wskazuję palcem coś co je przypomina. W miarę rozgrzebywania mięsiwa jedzenie zaczyna stawać mi w gardle. Nie wiem czy znalezione wewnątrz wyrostki to przewody moczowe nerek, czy nasieniowody byczych jąder. Nawet ryż przestaje smakować. Cała "przyjemność" kosztuje 15.000 IDR. Stracona kasa.