Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + SRI LANKA 2008-2009    „FOTOMAGIA”
Zwiń mapę
2009
07
sty

„FOTOMAGIA”

 
Indie
Indie, Ahmedabad
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15196 km
 
Z racji zapowiadającego się na lekki dnia śpię dłużej niż zwykle. Ze względu na rześkie powietrze przezornie zakładam koszulę z długim rękawem. Zdecydowanie się przydaje. Wzdłuż Reflief Road, przy której leży mój hotel docieram do najbliższego meczetu Sidi Saiyad zbudowanego w 1573 roku. Słynie przede wszystkim z dwóch bliźniaczych dźali – krat okiennych w postaci drzew ze splecionymi misternie gałęziami, wykutych przez niewolnika Ahamada Śaha w żółtym kamieniu. Chwilę później jestem w pobliskim forcie. Z dachu wieży Twierdzy Bhadra świetnie obserwuje się targowe ulice wokół. Jednak ciekawszy wydaje się ocieniony plac za budowlą – wielkie biuro porad prawnych pod gołym niebem. Między maszynami do pisania często ustawionymi wprost na ziemi krzątają się ubrani w czarne garnitury i krawaty mecenasowie oraz pozostała adwokacka gawiedź. Inny świat.

Jednym z mostów nad rzeką Sabarmati przechodzę do nowej części miasta ze szklanymi biurowcami, centrami handlowymi i fast-food-ami. W drodze powrotnej czuję się jawnie śledzony przez podejrzanego typka. Idzie za mną krok w krok przystając w niewielkiej odległości kiedy zatrzymuję się na papierosa. Jest co prawda biały dzień w środku wielkiego miasta, ale jak to mówią: pod lampą najciemniej bywa. Decyduję się na ryzyko wyjaśnienia sytuacji i podchodzę do intruza. Okazuje się, że jest zafascynowany moim aparatem fotograficznym, ale nie zamierza mnie go pozbawić – jedynie marzy mu się uwiecznienie jego podobizny na karcie. Kiedy pokazuję mu efekt tej istnej magii wygląda na wniebowziętego i usatysfakcjonowany znika w podskokach. Mała rzecz, a cieszy. Chwilę później czeka mnie kolejna sesja. Tryskający czystą euforią – zapewne wywołaną narodzinami dziecka – tato nakazuje mi uwiecznienie jego siedzącej na krawężniku żony tulącej rozkoszne niemowlę. Wylewnie dziękuje mi za przysługę, choć nigdy więcej nie zobaczy fotografii. Może czuł prostą potrzebę podzielenia się swoim szczęściem z … kimkolwiek. Kilka fotek popełniam też z mostu bez wyraźnej zgody modeli. To mieszkańcy nabrzeżnych slumsów. Mimo niesprzyjającego im w tym wcieleniu losu nie wyglądają na nieszczęśliwych. Zawsze jest szansa, iż w kolejnym życiu odrodzą się jako krezusi. Odwiedzam dwa mijane po drodze meczety, a dotarłszy do dworca postanawiam obejrzeć kolejną studnię – Adalaj Vav, oddaloną stąd o 20 km.

Busem za 13 INR jadę pół godziny. Studnia w Patanie wydaje się ciekawsza, a na pewno bogaciej dekorowana, za to tu można dotrzeć na sam dół konstrukcji, aż do ujęcia czerpalnego. Na plus trzeba zapisać też brak opłat za wstęp. Budowla została ufundowana w 1499 roku przez Rudabai – żonę miejscowego wodza. Nie tylko dostarczała wody, ale stanowiła także miejsce towarzyskich spotkań tutejszej społeczności. Wracam autobusem odrzucając błagalną ofertę podwózki rikszą za 80 INR. Za zimno na taką formę podróży. Od dworca przedzieram się gąszczem handlowych uliczek starego miasta. Mój zmysł orientacji oparty na położeniu słońca znów nie zawodzi i odnajduję bramę Teen Darwaja (Potrójna Brama) ze 141 r. stanowiącą centralny punkt dzielnicy słynącej z wyrobów ze srebra i drukowanych tkanin. Ja kupuję jedynie kolejny komplet baterii do aparatu. Tym razem 6 szt. Duracell kosztuje 100 INR, czyli bardzo przyzwoicie. Stąd już niedaleko do Relief Road. W jednym z barów posilam się puri (40 INR) i po 10 min. jestem w hotelu. Trochę mnie muli. Aby przedwcześnie nie zasnąć przerzucam kanały TV i zażywam lodowatego natrysku.

Do dworca podwozi mnie rudobrody muzułmanin w turbanie. Po drodze ustawia wszystkich traktując ich równiutko stekiem wyzwisk. Dla mnie jest jednak nadzwyczaj uprzejmy. Kiedy wręczam należne 20 INR życzy mi nawet miłej nocy. W punkcie zbiórki jestem o 21.00, czyli pół godziny przed czasem. Przed biurem pośrednika czekam jednak godzinę. Ostatecznie wraz z kilkoma innymi pasażerami zostaję zapakowany do spóźnionego autokaru. Nad siedzeniami umiejscowione są leżanki podwójne – wzdłuż drugiego boku pojazdu znajdują się piętrowe pojedyncze kuszetki. Lokując się w mojej koi jestem wniebowzięty. Wygodnie tu, a po zaciągnięciu zasłony nawet intymnie. W końcu nie jestem narażony na przeciągi. Niestety mimo to w trasie robi się zimno i w celu dodatkowej ochrony termicznej włażę pod dywanik wyścielający legowisko. Okrywam się też lunghi i robi się rozkosznie … tak bardzo, że przesypiam nocny przystanek w Junagadh i budzę się o świcie tuż przed końcem trasy. Jestem na samym południu Gujaratu. W Somnath!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (45)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018