Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + SRI LANKA 2008-2009    „PIEPRZ I WANILIA”
Zwiń mapę
2008
26
gru

„PIEPRZ I WANILIA”

 
Indie
Indie, Kochi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12808 km
 
Dragi przynoszą pożądany efekt. Będę żył!

Hotelowy manager prosząc o możliwość skserowania paszportu budzi mnie dopiero o 10.00. Czuję się jakby lepiej. Zamierzam zrealizować plan odwiedzenia dziś fortu Cochin. Wcześniej jednak wymieniam czeki podróżne po miernym kursie 1 USD/47 INR (na lotnisku widziałem stawkę 42 INR). Chyba w międzyczasie pobytu na Sri Lance dolar leciutko osłabł. Przezornie udaję się na dworzec KSRTC w celu nabycia biletu do Mysore na 21.15 (402 INR) – plany się precyzować zaczynają zatem. Na głównej ulicy Ernakulam łapię miejski bus do Fortu Cochin (8,50 INR) dokąd docieram po półgodzinnej przejażdżce.

Od 1102 Cochin był stolicą Królestwa Cochinu. Od XIV wieku stanowił ważne centrum handlu przyprawami. W 1503 znalazł się pod okupacją portugalską, stając się pierwszą europejską kolonią w Indiach i do 1530 pozostał stolicą portugalskich posiadłości w Indiach, a do 1663 strategicznym ośrodkiem portugalskiego imperium kolonialnego. Następnie miasto przechodziło w ręce Holandii, Mysore i Imperium Brytyjskiego. W 1947 przyłączyło się do Indii.

Na początek serwuję sobie tutejszą główną atrakcję – Chinese Fishing Nets (chińskie sieci) służące do połowu ryb przy nabrzeżu, rozpięte na skomplikowanej bambusowej konstrukcji, obsługiwane zwykle przez kilku mężczyzn z niemal akrobatyczną precyzją. Wyjątkowo świeże owoce morza są sprzedawane bezpośrednio na nabrzeżu. Wzdłuż nadmorskiej esplanady docieram do małej plaży, a stąd kieruję się w głąb miasteczka. Wybieram niestety kiepską drogę i ponad kilometrowy odcinek pokonuję w otoczeniu wysokich murów niewiele poza nimi widząc. W końcu docieram do dzielnicy willowej. Milutko tu, jednak na eksplorację czeka kolejna atrakcja – kościół Św. Franciszka, najstarszy kościół zbudowany w Indiach przez Europejczyków. Pierwotną drewnianą budowlę z 1503 roku przemieniono w XVI wieku w kamienną. Tu w 1524 roku pochowany został Vasco da Gama. Grób zachował się do dziś mimo że jego szczątki w 1539 roku przewieziono do Lizbony. Wkraczam w uliczki mogące śmiało konkurować z zabudową miast Portugalii. Klimacik fajny, jednak trochę bardziej oszpecony usługami turystycznymi niż ten z Galle.

Stąd ruszam pieszo przez całe miasto do Jew Town. Cochin jest jedynym miejscem w Indiach, w którym funkcjonuje mniejszość żydowska. Począwszy od VIII wieku to centralny ośrodek diaspory żydowskiej na subkontynencie indyjskim. W doskonałym stanie zachowała się synagoga Paradesi z 1568 roku. Odbudowana została w 1664 roku ze zniszczeń dokonanych przez Portugalczyków dwa lata wcześniej. Podłoga jest ozdobiona chińskim kaflami. Mimo, iż cierpliwie czekam do 15.00 na możliwość podziwiania wnętrz drzwi synagogi pozostają zamknięte. No trudno. Wokół znajduje się mnóstwo sklepików z pamiątkami, antykami i przede wszystkim przyprawami, wszak to dzielnica handlowa. Znajduje się tu słynna giełda pieprzu, a kierując się w stronę przystani promowej mijam liczne hurtownie z wszelkimi egzotycznymi przyprawami. Klimat prawdziwie kupiecki.

Do Ernakulam wracam promem. Bardzo przyjemna podróż dająca możliwość obejrzenia portu przeładunkowego trwa 20 min. Bilet kosztuje raptem 2,50 INR. W dzielnicy dworcowej zasiadam na pół godziny w kawiarence internetowej. Posiedziałbym dłużej, jednak o 17.30 właścicielka zamyka interes. Wracam zatem na małą drzemkę do hotelu. Mam czas do 20.00. 10 min przed upływem doby hotelowej ruszam w kierunku dworca KSRTC. Żaden riksiarz mnie nie zaczepia, więc docieram tam pieszo. Przyjeżdża mój „delux-bus”. Nie potrafię dogadać się z kierowcą co do mego plecaka, z braku miejsca wewnątrz pojazdu ląduje ostatecznie w luku, którego klapa się nie domyka. Wraz z nadgorliwie użytą klimą trochę mnie to podczas podróży niepokoi. Cieszy natomiast fakt, że przez całą drogę mam dwa fotele do własnej dyspozycji. Korzystam z tego skrzętnie przyjmując wszelkie możliwe pozycje do snu. Mamy trzy krótkie postoje na posiłek i papierosa. Podczas ostatniego postanawiam zabezpieczyć się przed przejmującym zimnem przy pomocy sztormiaka. Z przerażeniem stwierdzam brak mego plecaka w bocznym luku. Dopada mnie leciutka konsternacja. Pewnie wypadł, bo raczej nie został skradziony. Zgłaszam problem kierowcy – ten uspokajająco oznajmia, że to nie luk bagażowy, a „battery box” – dlatego przełożył mój plecak do właściwego bagażnika. Rzeczywiście jest! Kamień z serca. Dokładnie po 10 godzinach jestem w Mysore.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (29)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018