Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + SRI LANKA 2008-2009    „NAJŚWIĘTSZY Z ZĘBÓW”
Zwiń mapę
2008
18
gru

„NAJŚWIĘTSZY Z ZĘBÓW”

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Kandy
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11660 km
 
Wstaję o 8.00 mimo, iż wcześniej budziłem się dwa razy. Nie mogę jeszcze zmienić pokoju, więc ruszam na śniadanie do egzotycznej knajpki na piętrze mego hotelu. Za 90 LKR pochłaniam kanapkę z jajkiem i sałatą, słodką bułkę i herbatę. Okazuje się, że „Old Empire” leży bliżej wejścia do „Świątyni Zęba” niż mi się w nocy wydawało. To tłumaczy nazwę ulicy „Temple Street”. Kilka minut później zostawiwszy w przechowalni buty (i niestety papierosy) kupuję bilet wstępu: 500 LKR + 150 LKR za aparat. W stosunku do cen z netu wszystko wydaje się tu drożeć z dnia na dzień wielokrotnie! Po kilku kontrolach osobistych przekraczam progi najświętszej świątyni buddyjskiej na świecie.

Niewielka świątynia stoi na równie małym dziedzińcu Trafiam akurat na ofiarną „puję” stąd obecność bębniarzy i „piszczałkowca”, zapach kadzideł miesza się z wonią wszechobecnych wokół naręczy kwiatów, a pogrążeni w zażartej modlitwie pielgrzymi zdają się rozpływać nie tyle w nicości, co w otaczającej nieziemskiej atmosferze. Iście boski klimacik. Sanktuarium zęba znajduje się na piętrze budowli i po odczekaniu na swoją kolej wśród tłumów wiernych dostępuję zaszczytu chwilowego obcowania z największym buddyjskim sacrum. Ząb Buddy przechowywany jest w specjalnej kaplicy zwanej Vedahitina Maligawa, w bogato zdobionym relikwiarzu składającym się z ośmiu pojemników umieszczonych jeden w drugim. Relikwiarz można obejrzeć jedynie trzy razy dziennie podczas celebracji „puja” – o świcie, w południe i wieczorem. Zza pleców rozmodlonego tłumu udaje mi się go nawet uwiecznić na karcie aparatu. Legenda mówi, że ząb został wykradziony ze stosu pogrzebowego Buddy. W innej wersji: w trakcie palenia ciała jeden ząb kremowanego ciała uniósł się ponad stos sygnalizując chęć pozostania na ziemi. Tak czy inaczej na Sri Lankę dostał się w 313 r. przeszmuglowany w spiętych włosach księżniczki Hemamali, która uciekła tu przed hinduską armią atakującą królestwo jej ojca. Księżniczka wraz z mężem po wylądowaniu na Sri Lance wręczyli relikwię królowi Kirthi Sri Meghavarna. Król osobiście zaopiekował się zębem, budując mu świątynię w Anuradhapurze. Ochrona relikwii należała od tej pory do obowiązków króla. Stała się niemal symbolem władzy. Wierzy się, iż ten, kto posiada Ząb Buddy, może rządzić wyspą. Dlatego królowie, którzy sprawowali władzę, budowali kolejne świątynie w pobliżu swoich siedzib. Wraz z przeniesieniem stolicy ząb trafił do Kandy.

Nadzwyczajna ostrożność świątynnych strażników to efekt samobójczego zamachu bombowego zorganizowanego w 1998 roku przez Tamilskie Tygrysy – partyzancką organizację militarną wyznawców hinduizmu. Wtedy to, równo pięćdziesiąt lat po ogłoszeniu niepodległości Cejlonu, przemianowanego później na Sri Lankę, Tamil, związany z separatystami dążącymi do utworzenia własnego kraju na północy wyspy, rozpędził ciężarówkę pełną trotylu i uderzył w mury Świątyni Zęba. Zginęło wówczas pięciu przypadkowych pątników, a cały zamach Syngalezi, stanowiący etniczną większość Sri Lanki, potraktowali nie tylko jako zbrodniczy, ale także świętokradczy. Aby zminimalizować akty takiego świętokradztwa wobec buddyzmu, stomatologiczna relikwia nie opuszcza od tamtego czasu świątynnych murów. Zabytek pieczołowicie odbudowano i wzmocniono środki ostrożności. Złocony dach wieńczący sanktuarium z relikwią Zęba jest darem prezydenta Premadasy złożonym pod koniec lat 80 ubiegłego wieku.

Przechadzam się jeszcze po kolejnych dziedzińcach i budowlach zespołu świątynnego, odwiedzam salę z posążkami Buddy złożonymi w darze przez odwiedzających Sri Lankę dyplomatów z całego świata. Atrakcyjność zespołu określam na podobny stopień jak Dambulla i Sigirija. Oglądam jeszcze kilka mniejszych hinduistycznych świątyń poza murami kompleksu i odebrawszy buty oraz (uszczuploną o kilka sztuk) paczkę papierosów zaliczam rundkę wokół jeziora. Mimo braku słońca pogoda jest bardzo przyjemna. Wracam do hotelu i przeprowadzam się do małej jedynki. Okazuje się, że jest dokładnie nad moim wcześniejszym pokojem. Trochę tu przytulniej i nawet moskitiera wisi nad łożem.

Po krótkim spacerze docieram do dworca autobusowego i jadę do odległego o 6 km ogrodu botanicznego Paradeniya. Wstęp: 600 LKR! – śmiech na sali! Pocieszam się tylko najlepszym jak dotąd kursem wymiany – 1 USD/110,75 LKR. Początki ogrodu sięgają XIV wieku, kiedy to syngaleski władca Radża Widźajabahu, około 1370 roku założył tu wspaniały kompleks pałacowo – parkowy. Okres wielkiego rozkwitu i świetności ogrodu przypada na wiek XVII, kiedy powstało królestwo Kandy. Na 60 hektarach zgromadzono przedstawicieli flory cejlońskiej oraz z kontynentu azjatyckiego i reszty świata. Jest tutaj blisko 7 tysięcy gatunków roślin pochodzących ze wszystkich klimatyczno – roślinnych regionów strefy międzyzwrotnikowej. Tuż za wejściem - mahoniowiec z Ameryki Środkowej i drzewo ogniste z Madagaskaru, dalej ogród przypraw ze 160-letnim muszkatołowcem pochodzącym z Moluków (Wyspy Korzenne), drzewami cynamonowymi ze wschodniej i północno-wschodniej Azji, imbirem z Melanezji, kardamonem z południowych Indii, goździkiem z Moluków, wanilią z Meksyku i pieprzem z Indii. Dalej drzewo upas z Jawy, z korą zawierającą trujący sok mleczny, którego używa się do zatruwania strzał i ogromny bambus z Birmy - największy gatunek na ziemi: dorasta do 40 metrów, o średnicy 25 cm. Na małym jeziorku wodne lilie i kwiaty lotosu, przy brzegu - papirus z Egiptu. Na wielkim trawniku od 1827 roku rośnie wielki ficus benjamin, zacieniający imponującą powierzchnię 1600 m2 – Lankijczycy twierdzą iż to największe drzewo świata. Miejsce ogólnie przyjemnie spokojne, ale raczej nie warte swojej ceny … szczególnie dla laika w dziedzinie botaniki – brak tu jakichkolwiek tabliczek z opisami gatunków.

Za 12 LKR wracam do Kandy. Chyba jednak wolę miejskie klimaty, a tutejsza atmosfera szczególnie działa na moje zmysły. Wpadam na stały punkt programu żywieniowego: chicken curry z ryżem wraz z kilkoma miseczkami ostrych dodatków i łagodzę objawy głodu nikotynowego paczką pierońsko drogich fajek „Golden Leaf” (320 LKR). Z ulubioną papają, aspiryną i syropem (trochę mi ostatnio doskwiera kaszel) wracam do pokoju i ucinam sobie poobiednią drzemkę. Wieczorem uzupełniam dziennik. Jest 18.00 i hotel wydaje się dziwnie pusty … przynajmniej w porównaniu do wczoraj panującego tu harmidru. Poza sąsiadem za ścianą chyba nie ma tu więcej turystów na naszym piętrze.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (28)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018