Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + SRI LANKA 2008-2009    „1001 DROBIAZGÓW”
Zwiń mapę
2008
05
gru

„1001 DROBIAZGÓW”

 
Indie
Indie, Māmallapuram
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9765 km
 
O dziwo, mimo zmęczenia śpię wyjątkowo kiepsko. Budzę się w nocy kilka razy. Pierwszy powód to dotkliwe zimno gdzieś około północy, kolejny to hotelowy sąsiad, który chyba lekko odurzony zbyt mocnym dla odmiany jointem nie trafiwszy do swego pokoju próbuje staranować moje drzwi. Rano okazało się, ze zapomniałem zamknąć je od środka.

Mam dziś cały dzień na zwiedzanie Mahabalipuram. Zaczynam od położonej nieopodal Shore Temple z VII w.n.e. (Świątyni Nabrzeżnej). Wstęp 250 INR – wszak to obiekt wpisany w 1984 r. na listę UNESCO. Urokliwie położona nad brzegiem morza, monolityczna budowla poświęcona czci Wisznu została wykuta z jednego masywu skalnego. Mimo lokalizacji zdołała oprzeć się niszczycielskiej fali tsunami z 2004 roku. Kataklizm, który 26 grudnia spustoszył wybrzeża wielu krajów Azji i zabił 285 tys. ludzi, umożliwił dokonanie elektryzujących odkryć archeologicznych. Zanim w miasto uderzyła 10-metrowa fala, morze zaczęło się cofać. Na odsłoniętym nagle dnie rybacy spostrzegli pokryte roślinnością i glonami, lecz doskonale widoczne regularne zarysy struktur wzniesionych przed wiekami ludzką ręką. Chwilę później na brzeg runęła góra wody. Kiedy opadła, ukazały się ruiny pogrzebane co najmniej 14 wieków temu. Zawiadomieni przez rybaków archeolodzy ze zdumieniem spostrzegli na brzegu granitowe bloki pokryte rzeźbami. Nieznani mistrzowie wykuli wspaniałe lwy, z których jeden siedzi, a drugi gotuje się do skoku. Tsunami wyrwało również z ziemi granitowego słonia. Nad zwierzęciem znajduje się prostokątny otwór z płaskorzeźbą bóstwa. Na granitowych otoczakach odkryto zaś wizerunek czarodziejskiego rumaka w locie oraz postacie wojowników. Kataklizm odsłonił prawdopodobnie pozostałości portowego miasta z VII w. Kamienne rzeźby mogły tworzyć część muru świątynnego. Przypuszcza się, że są to szczątki 6-ciu zatopionych świątyń z okresu Pallawów. Jedyną, która oparła się sile natury właśnie zwiedzałem.

Zanim zobaczę kolejne atrakcje miasteczka postanawiam zjeść śniadanie. O dziwo w centrum trudno znaleźć rozsądną jadłodajnię. Wracam więc do dzielnicy turystycznej docierając nad morze. Właściwie jest to Zatoka Bengalska. To mój pierwszy kontakt z morzem, więc wybieram restaurację z tarasem widokowym. 60 INR kosztują mnie smażone jajka na tostach, a piękny widok na spokojną dziś zatokę i plażę z łatającymi sieci miejscowymi rybakami mam za friko. Sielanka, ale czas ruszać dalej. Kolejnym punktem programu jest ogromny relief zwany „Zejściem na ziemię Gangesu” lub „Pokutą Baghavity”. Jest to niezwykła, jedyna w tym rodzaju na świecie, wielofiguralna kompozycja rzeźbiarska, wykuta wprost na wielkiej, prawie pionowej ścianie skalnej o rozmiarach około trzydziestu metrów długości i ponad dziesięciu wysokości. Roi się tu wprost od dziesiątków po mistrzowsku wykutych w twardym, granitowym miąższu skalnym figur ludzkich, na pół ludzkich, zwierzęcych i całkowicie fantastycznych stworów, wywodzących się z bogatej mitologii indyjskiej. W niezwykle pomysłowy sposób twórcy tego niecodziennego dzieła wyzyskali naturalną szczelinę dzielącą skałę na dwie części. Rzekę wyobrażał pierwotnie strumień wody płynący szczeliną przez całą wysokość płaskorzeźby do zbiornika u jej podnóża. Dziś szczelina jest sucha, mino to całość wywiera niesamowite wrażenie. Z nurtów tak utworzonego sztucznego wodospadu wyłaniały się wykute w kamieniu postacie istot półboskich, mieszkańców wód, zwanych naga i nagini, wyobrażonych w kształcie skręconych w rytmiczne zwoje wężów, o ludzkim tułowiu, rękach i głowie. Relief przedstawia moment sprowadzenia na wysuszoną ziemię rzeki Ganges wskutek modlitw Arjuny – jednego z bohaterów eposu Mahabharaty.

Niedaleko znajduje się furtka do dużego, ogrodzonego terenu z ruinami licznych świątyń i mandap (pustelni), który leniwie przemierzam w towarzystwie nielicznych turystów … i licznych kóz. Uwagę zwraca ogromny głaz zwany „gomółką masła Kriszny” podparty tylko w jednym punkcie sprawiając przez to wrażenie jakby miał się za chwilę stoczyć ze skały. Nie przeszkadza to wcale wylegiwać się w jego cieniu licznym piknikowiczom.

Na deser zostawiłem sobie zespół 5-ciu monolitycznych świątyń wykutych w skale odległych od centrum miasteczka o 20 min. spaceru zwany Panta Ratha. Pochodzący z VII w. kompleks wykuto z wielkich, pojedynczych głazów w formie misternie zdobionych wozów procesyjnych „ratha” nazwanych imionami braci Pandawów, bohaterów Mahabharaty oraz królowej Draupadi.

W drodze powrotnej do hotelu wstępuję do sklepu „1001 (albo i więcej) drobiazgów” po lusterko – czas się jutro ogolić. To pierwsza i jak się potem okazało ostatnia rzecz, której zapomniałem zabrać z domu. Kupuję też pomarańcze i oczywiście papaję. Fanem tej ostatniej zostałem w Tajlandii, gdzie zwykle w formie mocno schłodzonej stanowiła mój deser po każdym prawie posiłku. Niestety nigdy nie trafiłem na dobrą papaję w Polsce.

Po natrysku w hotelu wybieram się kontemplować zachód słońca nad morzem. Nie jest to jednak najlepsza pora. Liczni turyści musieli wpaść na podobny pomysł, a jeszcze liczniejsi sprzedawcy pamiątek skutecznie utrudniają im jakąkolwiek formę relaksu. Przekrzykują się kilkoma utartymi sloganami wśród których furorę robi „how are You Sir? Have a look only”. Nawet najmniejsza forma zainteresowania działa na nich jak płachta na byka. Wówczas okazuje się, że z pewnością potrzebujemy czegoś z ich właśnie kramu; a to szumiącej muszli dziś wyłowionej z morskich fal, rzeźbionego w teku słonia na szczęście, chińskich szachów, srebrnych kolczyków jeśli nie dla siebie to przynajmniej dla żony. Nie…? To już na pewno przynajmniej koszulki z nadrukiem „I love New York” koniecznie w rozmiarze XXL!

Poddaję się i wróciwszy do hotelu ucinam sobie godzinną drzemkę w nadziei, że jak wstanę handlarze pójdą już spać, albo przynajmniej zdrapią sobie gardła. Jakże płonnymi okazały się moje nadzieje dowiedziałem się już podczas kolejnej przechadzki po mieście. Potrzebowałem jednak wymienić walutę, a kantor z najlepszym kursem został zamknięty dosłownie przed moim nosem. Na osłodę dnia pozostała kolacja w postaci pysznego masala chicken i fakt, że jednak nie spotkałem miłych, ale na dłuższą metę nużących przyjaciół z Ukrainy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (36)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018