Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE 2009-2010    „SZIWA NA SPRZEDAŻ”
Zwiń mapę
2010
08
sty

„SZIWA NA SPRZEDAŻ”

 
Indie
Indie, Tirupati
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9620 km
 
.... pociąg spóźnia się jednak "tylko" 50 min. Tym razem bez problemu udaje mi się wsiąść, a nawet rozlokować w miarę wygodnie na plecaku. Co prawda mam miejsce w przejściu, ale są szanse na krótkie drzemki między stacjami. W końcu zajmuję przytulne miejsce w kącie przedziału i zasypiam na dobre. Budzi mnie jakiś gość z informacją, że jestem w Tirupati. Skąd wiedział, że tu jadę? Jestem mu wdzięczny, ale nie ma czasu na wylewne podziękowania. Pospiesznie zwijam majdan i wyskakuję na peron. Trochę szybciej niż się spodziewałem dotarłem do miasta.

Wokół dworca jest mnóstwo hoteli. Rezygnuję z pierwszego odwiedzonego i zatrzymuję się w hotelu "Anjana Lodge", gdzie po krótkiej negocjacji dostaję pokój z łazienką i TV za 150 INR. Pewnie znalazłbym jeszcze tańszy, ale jestem trochę zmęczony. Mam problem z zaśnięciem, więc po szybkim natrysku ruszam na podbój tutejszych atrakcji.

Pierwsza świątynia znajduje się blisko mego hotelu. Trafiam na nią zupełnie przypadkiem szukając baru na śniadanie. Wejście wiedzie przez wielką białą gophurę w iście południowym stylu. Na dziedzińcu spotykam słonie. Z żalem zostawiwszy aparat w przechowalni przekraczam drugą, mniejszą gophurę. Teren kompleksu to labirynt kaplic z różnymi bóstwami - aby któregoś nie pominąć ustawiono odpowiednio barierki prowadzące wiernych "świętą ścieżką". Przy każdym posągu bóstwa czuwa jego opiekun udzielający namaszczenia z intensywnością uzależnioną od wielkości ofiary złożonej na rzecz świątyni. Najwięcej modlitewnych intencji wart jest specjalny "złoty dolar". Ja również zostaję potraktowany na równi z innymi, a nawet bardziej wyjątkowo. Poza dziwnym zielem, które wręcza się tu pielgrzymom do spożycia dostaję dodatkowo banana z przykazaniem spożycia go. Pewnie jest ostro wyświęcony, więc nie mam wyjścia. Krążę wśród murów świątyni jakiś czas. Uwielbiam miejsca, gdzie poprzez samą kontemplację zachowań pielgrzymów wpada się w pielgrzymi trans.

Banan jednak to niewiele jak na śniadanie. Odnajduję przyuliczną knajpkę non-veg. i posilam się smacznym "chicken rice" (30 INR). Na szczęście w odwiedzonej wcześniej (wyjątkowo drogiej) restauracji nie serwowano kurczaków o tej porze.

Pora na główny punk programu - Świątynię Tirupati Balaji zlokalizowaną na pobliskich wzgórzach i będącą najliczniej odwiedzanym miejscem pielgrzymkowym w Indiach (a może nawet w świecie). Dziennie bywa tu ok. 25000 wiernych. Ponoć więcej niż w Jerozolimie i Watykanie. Pierwotnie chciałem tam dotrzeć pieszo. Moje zamiary spaliły na panewce kiedy ustaliłem, że święte miejsce położone jest 700 metrów powyżej poziomu miasta, a długość trasy to 12 km! Informacji udziela mi miły sklepikarz. Twierdzi, że riksza w obie strony powinna kosztować cirka 1000 INR!! Na szczęście znajduje też drugie - znacznie tańsze rozwiązanie. Jest tu dworzec autobusów dowożących wiernych do miejsca docelowego za 30 INR. Memu informatorowi trudno jednak wytłumaczyć jak tam dotrzeć i w przypływie samarytańskiego obowiązku zleca swemu synowi podwózkę mojej skromnej osoby motorem. Kolejny dowód na sporadyczną, ale jednak bezinteresowność Hindusów. Po jakiejś kilometrowej przejażdżce jestem w busie do Tirumalai.

Podróż w obie strony kosztuje 54 INR, a droga wiedzie serpentyną po zboczach pięknie zadbanych wzgórz i zajmuje ok. 40 min. Na miejscu okazuje się, że Tirumalai to istne pielgrzymie miasto z niezliczoną ilością straganów i wielopiętrowych sklepów z pamiątkami, wizerunkami słynnego Sziwy i potencjalnymi darami dla tegoż. Główna świątynia obudowana wysokim murem nie prezentuje się szczególnie okazale. Widać jej złocony dach i gophurę. To wszystlko. Poza tym teren sprawia raczej wrażenie nieźle prosperującego przedsiębiorstwa niż miejsca modlitewnych uniesień. Wszystko tu jest płatne. Nawet kolejka wejściowa do świątyni ma swoją cenę. Ci których stać na wydatek 300 INR mogą obcować z bóstwem wcześniej, niż ci którzy uiszczą zaledwie 50 INR, że już o tych najbiedniejszych, tłoczących się w najdłuższej - acz bezpłatnej - kolejce nie wspomnę. Mimo, iż nawet oddałem do dwóch różnych przechowalni moje buty, plecak, aparat i telefon tutejsza bezduszna organizacja pozbawia mnie nastroju i rezygnuję ze spotkania z Sziwą w cztery oczy.

Mży deszcz i jest chłodno. Wracam. To chyba największy zawód tego wyjazdu. Zmęczenie wraca i ucinam sobie drzemkę w pokoju. Czas poszukać kafejki internetowej. 10 INR za godzinę. Po drodze do hotelu wstępuję do ulicznego fast-food-u na udko z kurczaka.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018