Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE 2009-2010    „JEST RYZYKO – JEST ZABAWA”
Zwiń mapę
2010
07
sty

„JEST RYZYKO – JEST ZABAWA”

 
Indie
Indie, Ālampur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9337 km
 
Budzę się po 8.00 mimo, iż znów nie zadziałał mój budzik w telefonie. Zbieram się i po raz kolejny odmówiwszy natarczywemu masażyście (200 INR pół godziny) opuszczam hotel.

Naprzemiennie czekam na odpowiedni bus na dwóch sąsiadujących ze sobą przystankach. Sprzeczne informacje co do numeru linii zmuszają mnie do wynajęcia taxi. Umawiam się na kurs do dworca autobusowego za 60 INR, choć większość driverów żądała 100. Okazuje się, że dworzec im. Mahatmy Ghandiego jest bardzo odległy i taksometr wskazuje 80 INR. Tyle płacę, a mój driver kilkakrotnie liczy pieniądze. Niedowierza własnemu szczęściu? .... i mojej uczciwości....?, heh. Autobus do Karnool odjeżdża o 12.00. Mam 20 min na szybkie zakupy prowiantu na drogę: samosy i ciasta.

Okazuje się, że jadę w komfortowych warunkach (160 INR). Miękkie siedzenia rozkładają się do pozycji półleżącej. Z 20-minutowym przystankiem na posiłek trasę robimy w 4,5 godziny. Na dworcu jest przechowalnia bagażu, gdzie za 30 INR zostawiam plecak i łapię lokalny autobus do wioski Alampur. Jest 17.00, a pojazd większość trasy pokonuje na luzie. Obawiam się, że nie zdążę przed zachodem słońca obejrzeć tamtejszych atrakcji.

W ślimaczym tempie na miejsce docieram tuż przed 18.00. Znowu w ostatnich promieniach zachodzącego słońca robię fotki tutejszego zespołu świątyń. Nad jeziorem pielgrzymi zażywają rytualnej kąpieli. Odprawiają też pudżę przed zaparkowanymi przed jedyną funkcjonującą świątynią samochodami. Może chodzi o błogosławieństwo nie tylko dla wiernych, ale i ich pojazdów? W wiosce moja obecność robi furorę. Dowiaduję się, że obcokrajowcy bywają tu niezwykle rzadko. Wzbudzam tym samym wielki szacunek mieszkańców. Otaczają mnie kręgiem na przystanku autobusowym i wypytują o standardy. Jeden z nich - jak się okazuje nawet niepiśmienny - stawia mi bilet powrotny do Karnool. Autobus ma jednak problemy z rozruchem silnika. Pół męskiej populacji wioski wpycha go kilkakrotnie na górkę, z której staczając się na wstecznym biegu w końcu zaskakuje.

Po drodze czas uprzyjemnia mi pogawędka z tutejszym przewodnikiem wracającym do domu. Od roku jest żonaty. Jego małżeństwo zostało standardowo zaaranżowane przez rodziców, ale wydaje się szczerze zadowolony z wyboru partnerki. Jako przewodnik zarabia 5000 INR miesięcznie (110 USD).

W Karnool posilam się pysznym chicken curry (72 INR), odbieram plecak z przechowalni i 20 min później siedzę w wygodnym autokarze do Tirupati (210 INR). Pech chce, że wybieram miejsce przy niedomykającym się oknie. Wiatr wieje prosto w moje lewe ucho. Drugie ucho też nie ma lekko - siedzący obok gość co parę minut namiętnie rozmawia przez telefon. Po dwóch godzinach osiągamy jakieś większe miasto. Zatrzymuje nas patrol policji po ostrzeżeniu którego większość pasażerów wysiada. Pojęcia nie mam w czym rzecz. Uznaję jednak, że skoro bileter nadal sprzedaje bilety podróż będzie trwała dalej. Trwa. Przysypiam trochę i budzę się w kolejnej miejscowości, gdzie zatrzymujemy się na dworcu. Jest mało ludzi więc rozkładam się wygodnie na dwóch siedzeniach. Postój się jednak przedłuża. Ostatecznie zapada decyzja - dalej autobus nie jedzie! Jest 2.30 nad ranem, a w wiosce poza dworcem wszystko jest zamknięte. Przez 5,5 godz. pokonaliśmy raptem ponad 160 km, a do celu zostaje jeszcze prawie drugie tyle. Dostaję zwrot połowy wartości biletu i zastanawiam się gdzie jestem i co robić dalej? Wraz z lokalesami debatujemy nad moim położeniem. Sugerują powrót do Karnool i złapanie pociągu, bo nie wiadomo ile czasu potrwa walka między tutejszymi partiami politycznymi. Na jutro zapowiadany jest strajk generalny. Ktoś sugeruje próbę złapania jakiegoś prywatnego autobusu na głównej drodze. Jest to jakaś myśl. Tylko czy coś o tej porze coś jeszcze poza ciężarówkami jeździ? Chwilę później podjeżdża prowadzona przez dwóch małolatów riksza z zapakowanym już doń grubym Ptysiem. Jadą do miejscowości Kadapa gdzie jest stacja kolejowa. Cena za kurs 100 INR /os. Nie mam wyjścia tym bardziej, że Ptyś jedzie do Chennai, a więc w tym samym kierunku.

Małolaty prowadzą rikszę na zmianę siedząc na jednym siedzeniu. Kiedy pali starszy - prowadzi ten, który nie przeszedł nawet mutacji. Potem następuje zmiana i pali młodszy. Z niewielkimi przerwami drogę ma nam uprzyjemnić hinduskie disco w pełnej możliwej mocy brzmienia. Gdyby nie ograniczona pojemność rikszy pewnie muza postawiłaby mnie na nogi. Dosłownie. Żywiołowa gestykulacja starszego powoduje kilkukrotne wybicie kierownicy przez co omal nie lądujemy w rowie. Nawet Ptysiowi nerwy puszczają i rzuca małolatom wiązkę "uwag" co do sposobu prowadzenia.

Przed 4.00 Jesteśmy na dworcu. Za 50 INR kupuję bilet bez rezerwacji oczywiście na pociąg do Tirupati o 5.40 i spisuję wrażenia z ostatnich chwil. W głośnikach leci właśnie komunikat o opóźnieniu ok. 1 godziny 20 minut .....
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018