Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE 2009-2010    „HARDCORE TRAIN”
Zwiń mapę
2010
04
sty

„HARDCORE TRAIN”

 
Indie
Indie, Nāgpur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8734 km
 
O 7.00 rano sąsiad tuż po przebudzeniu dzwoni do panny. Może to "call girl" ... ? Tym razem rozmowa trwa "tylko" pół godziny.

Przed 8.00 zostaję jako ostatni pasażer wysadzony na przystanku autokarów prywatnych. Kursy do Hyderabadu dostępne są tylko nocą o 21.00. Miejsce siedzące kosztuje 600 INR! Muszę się skupić .... dosłownie ... i odnajduję pobliską toaletę. Zamierzam znaleźć wcześniejszą możliwość osiągnięcia celu. Rikszą rowerową docieram do stacji kolejowej (30 INR) i dowiaduję się, że jedyny pociąg jest dopiero o 18.30. Pech. Kolejną rikszą (50 INR) dojeżdżam do dworca autobusowego. Tu dokonuję rezerwacji na państwowy autobus do Hyderabadu o 15.00 (285 INR). Mniej czekania i dwukrotnie niższa cena przekonuje mnie, że to właściwy wybór. Ciekaw jestem tylko standardu pojazdu.

Nie wiem co począć z 5-cioma godzinami, które mi do odjazdu pozostały. Vis a vis dworca jest jednak knajpa non-veg. Zamawiam kurczaka z ryżem a dodatkowo dostaję sos curry, gotowane warzywa i sałatkę z ogórków pomidorów i cebuli (70 INR). Żarcie super tyle, że porcja trochę spora jak na śniadanie. Otrzymuję permit na posiadówę w knajpie więc połowę porcji zostawiam na obiad i piszę relację. Kolejne dwie godziny spędzam na dworcu autobusowym przysypiając z lekka na betonowych ławkach. Okazuje się, że autobusy do Hyderabadu odjeżdżają średnio co pół godziny. Zaczyna mi wzrastać poziom adrenaliny. Skąd pomysł pani z okienka, że rezerwacja ma być na 15.00? Parę minut wcześniej autobus zostaje podstawiony. Od lokalnych różni się tylko tym, że ma po dwa rzędy siedzeń. Mimo, iż mam rezerwację - którą nikt się tu specjalnie nie przejmuje - zajmuję pierwsze wolne miejsce.

Kilka minut po 15.00 rozpoczyna się zamieszanie. Do autobusu wpada manager dworca i wywołuje mnie z tłumu podróżnych. Okazuje się, że moja rezerwacja została anulowana - dlaczego? - nikt nie jest mi w stanie wyjaśnić tego po angielsku. W końcu znajduje się wolny tłumacz. W Hyderabadzie wybuchły zamieszki na tle politycznym i rzekomo nie ma szans na dostanie się tam autobusem. Zastanawiam się tylko, czy zakaz wjazdu dotyczy wyłącznie obcokrajowców - reszta pasażerów siedzi twardo na miejscach. Może nie jadą do samego Hyderabadu? Idę z managerem i tłumaczem do dyspozytorni gdzie zostaje mi zwrócona gotówka za bilet. Ależ jestem zły.

Pamiętam jednak, że ok. 18.30 jest pociąg. Biorę auto rikszę i ponownie wracam na dworzec kolejowy (40 INR). Tu nikt nie widzi przeciwwskazań, żeby dostać się do docelowego miasta i za 130 INR (587 km) zostaję szczęśliwym posiadaczem biletu kolejowego. Jest mały problem z ustaleniem godziny odjazdu. Pierwsza informacja w kasie to 18.30, przy zakupie biletu już 17.30. Na peronie dowiaduję się, że pociąg będzie o …19.45 co potwierdza chwilę później zawiadowca stacji dodając, iż nastąpiło „lekkie opóźnienie”. Pięknie! Cały dzisiejszy dzień spędziłem na oczekiwaniu na wydostanie się z Nagpuru, w którym nota bene nie ma czego zwiedzać! A niech to ... Hare Krishna!

Na peronie zjadam dwie samosy i idę przed dworzec na kilka kolejek papierosów. Godzinę przed planowanym odjazdem pociągu wracam na peron i spisuję dalszy ciąg niefortunnego dnia. Dziś minął półmetek mego wyjazdu. Zobaczymy jak się to skończy. Od wczorajszego ranka nie korzystałem z łazienki. W Hyderabadzie muszę chyba trochę odpocząć.

Pociąg przyjeżdża zgodnie z zapowiedzianym opóźnieniem. Niestety czekam w niewłaściwym jego końcu i po dotarciu do jedynego wagonu z miejscami bez rezerwacji ogarnia mnie przerażenie przechodzące powoli w zwątpienie. Dziki tłum walczy (dosłownie) o dostanie się do wagonu. Nie widzę nawet szansy na miejsce stojące. Sytuacja jednak nieoczekiwanie przybiera inny zgoła scenariusz. Spora rodzina - z jeszcze większą ilością bagażu nie mieszczącego się wewnątrz - zostaje przez resztę podróżnych wyrzucona z hukiem na peron. Zaważył ich pomysł z wrzucaniem pakunków na głowy innych podróżnych. Tego nie znieśli. W ataku zemsty wyrzucają pakunki, a ich zawartość rozsypuje się na peronie. Czuję zadymę. Dochodzi do ostrej wymiany zdań i lekkiej szamotaniny. Nie ma na to jednak czasu. Maszynista daje pierwszy ostrzegawczy sygnał do odjazdu. Ojciec rodziny ma jednak problem. Jedna z jego toreb utknęła między stłoczonymi pasażerami. W ataku furii wyciąga ją w ostatniej chwili, a powstałą lukę ja wykorzystuję na wskoczenie na stopnie wagonu. Udaje mi się nawet odwrócić i usiąść na schodkach. Kurczowo trzymając się poręczy przy drzwiach, w przeciągu mogącym z powodzeniem przerzedzić moją czuprynę, zaczynam się modlić o następną stację. Chyba nie jest to najbezpieczniejszy sposób na podróż "superfast-em" na trasie prawie 600-kilometrowej. O dziwo z czasem tłum za mną zaczyna się powoli lokować gdzie się da: standardowo po kilka osób więcej na jedno miejsce siedzące tudzież na półkach bagażowych, i oczywiście podłodze. Co bardziej zaradni zawieszają gdzie się da hamaki z kawałka płótna i wiszą w nich jak w kokonach. Bagaż też powoli znajduje swoje miejsce. Zostaje zawieszony na przeznaczonych do tego hakach, ale też wentylatorach i kratach oddzielających poszczególne boksy.

Po ok. godzinie drogi zatrzymujemy się na pierwszej stacji. Chyba jednak bardziej od braku minimum komfortu szkoda mi kolejnej straconej nocy i postanawiam zostać w pociągu tak długo jak wytrzymam. Na kolejnej stacji sytuacja zmienia się drastycznie. Korzystam z okazji, że kilka osób wysiadło, a wsiadający jeszcze nie dobiegli do naszego wagonu i wchodzę w głąb .... niestety tylko korytarza. Pech chce, że wsiadło więcej osób niż ubyło, a miejsce po wysiadających momentalnie zostało przekształcone na miejsca siedzące - na podłodze rzecz jasna - jednak ten sposób podróżowania wymaga trochę więcej przestrzeni, a nowi podróżni potęgują tłok. Nikt tu nie martwi się o innych. Wszak jest noc i spać czas. Pojęcia nie miałem, że wyrażenie "wygięcia w paragraf" może przybrać tak wiele form! Oba plecaki ciągle wiszą na mnie, a ja czepiając czego się da wiszę w próżni na wszelkie możliwe sposoby. Problem polega na tym, że nie ma szans nawet stać w pionie. Brak miejsca na postawienie drugiej stopy, a nawet jak się to uda nie można przenieść na nią ciężaru ciała … bo nie ma na to miejsca!

Na kolejnej stacji wsiada sprzedawca pierożków masala. W desperackim amoku przedziera się z koszem wypieków na głowie po bagażach (nie ma wolnego miejsca na podłodze). Zawisa na moim plecaku przeraźliwym krzykiem reklamując towar jakby od siły głosu zależało jego życie. W pewnym sensie zależy. Nie mogę jednak dłużej znieść ciężaru plecaka, sprzedawcy i jego kosza. Sypię wiązkę przekleństw i pozbywam się balastu.

Kolejne stacje to kolejni pasażerowie. Ciągle ich przybywa. Zdaje się, że wszyscy jadą do Hyderabadu. Nieprawdą jest, że wagon ma ograniczoną pojemność. Zawsze ktoś może się dosiąść. W takich warunkach spędzam 8 godzin, aż w końcu udaje mi się zdjąć plecak, na którym siadam. Nie na długo jednak. Wyrolowała mnie jedna cwaniara twierdząc, że wysiada na kolejnej stacji i musi przejść w kierunku drzwi. Zamieniam się z nią miejscami a ona bez pardonu siada na moim plecaku. Nie mam już nawet siły na awanturę. Resztę drogi stoję mając wokół śpiący w najlepsze tłum. Czuję się jak Jezus z masą wiernych u stóp. Oczywiście jak zdjęty z krzyża Jezus.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018