Budzik w aparacie nastawiony jest na 11.00. Nie zaszalałem jednak wczoraj tak jak się spodziewałem i wstaję ok. 8.00 rano. Pick-up z hotelu mam o 12.30 więc buszuję po necie i zbieram się powoli. Czekam w recepcji, a bus podjeżdża 5 minut przed czasem. Zbieramy po hotelach resztę załogi i w 8-mkę po dwóch godzinach zostajemy wysadzeni przed jakimś biurem, skąd po chwili przesiadamy się na zwykły rejsowy autobus do Surat Thani (na bilecie widnieje cena 145 THB) i w komfortowych warunkach bez tłoku docieramy do celu o 18.30. Tu następuje kolejny rozdział turystów jadących w różnych kierunkach. Ja z 6-stką innych osób i bagażami zostajemy upchnięci w mini-tuk-tuku, który dowozi nas przed kolejne biuro transferowe.
Do odjazdu mamy 40 minut, z czego wszyscy głodni skwapliwie korzystają uzupełniając prowiant. Posilam się kurczakiem z ryżem po drugiej stronie ulicy; 40 THB - w końcu normalne ceny! Chwilę później podjeżdża kolejny mini-van w czwórką backpackersów, a za nim luksusowy autokar tylko dla naszej 9-tki. Tego się nie spodziewałem i mimo, iż jeden ze współpasażerów zapłacił za bilet tylko 450 THB - wcale nie żałuję moich 600-set. Rozkładamy się wygodnie i zostajemy uraczeni amerykańskim filmem akcji. W trakcie „Piratów z Karaibów“ przysypiam aż do północy, kiedy to zgodnie z zapowiedzią zatrzymujemy się na półgodzinną przerwę. Zjadam kolejną porcję smażonego kurczaka z ryżem (60 THB), a przerwa przeciąga się do 50 minut. Właściwie to i lepiej - później dotrzemy do Bangkoku. W autokarze wszyscy idą spać.