Geoblog.pl    dagar    Podróże    TAJLANDIA + LAOS 2011    „NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY“
Zwiń mapę
2011
12
gru

„NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY“

 
Tajlandia
Tajlandia, Ko Lanta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14503 km
 
Rano okazuje się, że pogoda jest wymarzona na plażowe lenistwo. Wychodzę przed moją posiadłość i życie nabiera kolejnych rumieńców - ogród, w którym stoją domki jest uroczy i egzotyczny. Nawet mój pokój wydaje się dziś jakiś bardziej przyjazny. Na śniadanie zjadam bułkę z szynką z 7/11 i o 9.00 nasmarowany emulsją do opalania jestem na plaży. Jako pierwszy w okolicy rozkładam się na hotelowym ręczniku.

Plaża nie jest jakoś szczególnie urokliwa - do pełni egzotyki brak mi tu „kalendarzowych" palm kokosowych zawieszonych nad linią brzegową. Milej wspominam widoki z Ko Samui czy lankijską plażę Hikkaduwa, że już o mojej ulubionej, przeuroczej wysepce Pangkor w Malezji nie wspomnę. Z książką w ręku i z przerwą na pływanie w ciepłym jak zupa morzu spędzam tu 4 godziny. Niebo jest leciutko zamglone, więc słońce nie przypieka zbytnio. W ochłodzie pomaga lekki wietrzyk. W końcu czuję się jak prawdziwy turysta. Jest ich tu wszak wielu - różnej maści, wieku i tuszy, ale tłumów zdecydowanie brak. Podobnie jak na głównej ulicy, tak i tu momentami tworzą się korki z dziecięcych wózków. Przed 13.00 zapala się czerwone światełko. Robi się gorąco.

Zwijam się z plaży i zostawiwszy w pokoju plecak idę na lunch. Mam ochotę na zupę. Taką też po chwili zamawiam (50 THB) i jak zwykle samodzielnie przyprawiam. Wracam do domku po książkę i resztę czasu do zachodu słońca spędzam z nią beztrosko na plażowym leżaku z małym Chang Beer. Sielanka! Teraz dla odmiany ochładza się, więc zmykam. Okazuje się, że mimo zabezpieczenia chyba znowu się trochę przypiekłem; jestem cały różowiutki. Przesadzam z tym „cały“. Ze względu na czytanie w dziwnych pozycjach trochę w paski się opaliłem. Jutro się okaże czy znowu przegiąłem.

Dojrzałem do zmiany decyzji co do kolejnego etapu podróży. Jednak chcę zahaczyć po drodze o znaną mi już z poprzedniego wyjazdu wyspę Ko Phi Phi, wszak nie wiadomo czy dobra pogoda się utrzyma, zresztą i tak nie bardzo mogę się dłużej opalać nie znając efektów dzisiejszej potyczki ze słońcem. Ustalam z obsługą ośrodka warunki i godzinę mego check-out-u. Mają mnie stąd zabrać o 7.30 - budziki nastawiam zatem na godzinę wcześniej.

Wieczorem udaję się na pożegnalny spacer wzdłuż plaży. Zatrzymuję się dłużej przy Bamboo Restaurant, gdzie podobnie jak wczoraj odbywają się pokazy żonglerki ogniem. Obserwując spektakl z bliska jestem pod jeszcze większym wrażeniem mistrzostwa performerów. Używają zarówno płonących kul na linkach jak i tyczek. Rewelacja! Spacerkiem osiągam południowy kraniec plaży i wracając na główną drogę spędzam trochę czasu na obserwacji tutejszej odmiany bingo, gdzie do wygrania są wyjątkowo różnorodne nagrody rzeczowe. Plansze natomiast obstawia się kapslami od piwa. Mimo późnej pory spędzam jeszcze trochę czasu na plaży w okolicy mego ośrodka.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018