Z wrodzonej przekory odrzucam propozycje tuk-tuk-ów za 100, a tym bardziej za 150 BHT za kurs do wybranego hotelu w centrum Surat Thani i idę kawałek pieszo. Wstępuję na zupę (30 BHT) i tyleż od korpulentnej co miłej właścicielki dowiaduję się, że centrum jest oddalone o jakieś 7 km! ... za to 300 m dalej jest jakiś tani „resort“. Podążając tam wstępuję jeszcze do dwóch hoteli (po 500 BHT za pokój ze śniadaniem) i ostatecznie ląduję w guest-hous-ie na tyłach „Princess Park Hotel“: w dużym i w miarę czystym pokoju z łazienką za 200 BHT! Jednak warto się czasem uprzeć przy swoim. Mam nawet telewizor, betonowe łoże pokryte glazurą (włącznie z zagłówkiem!) i nader często przerywany, niezabezpieczony dostęp do internetu, nie da się jednak z niego korzystać. Nie ma też klucza do drzwi, ale od czego mam własną kłódkę od mego rzadko jak dotąd używanego „pack-safe-u“. Zamykam pokój i idę na zakupy do pobliskiego TESCO w komercyjnym centrum handlowym kawałek dalej po drugiej stronie ulicy. W okolicy jest też kilka tanich knajp - z kolacją nie powinno być zatem problemu. Wracam do pokoju i relacjonuję dwa ostatnie dni. Coraz mniej ich już zostaje ...