Rano wykorzystuję jeszcze przez chwilę dostęp do netu i na dworzec docieram tuk-tukiem (40 THB) dopiero o 10.00. Śniadaniowa zupa z kurczakiem (35 THB) i papieros zajmują mi pół godziny. Pytając o następny bus do That Phanom okazuje się, iż tenże akurat rusza ze stanowiska. Kilku okolicznych driverów rzuca się ofiarnie aby zatrzymać pojazd i po chwili wraz z plecakiem zajmuję miejsce obok kierowcy zdezelowanego grata. O dziwo podróż zajmuje tylko godzinę (50 THB).
Jest 11.30, a żar leje się z bezchmurnego nieba. Na niewielkim i pustym dworcu w That Phanom dzięki uprzejmości bileterek zostawiam plecak na ich zapleczu i pieszo docieram do oddalonej ok. 500 m świątyni Wat That Phanom. Miejsce okazuje się kolejną rewelacją! Główna czedi wznosi się na wysokość 57 m, a wokół znajduje się mnóstwo złoconych posążków Buddy. Klimatem przypomina to świątynię Doi Suthep w okolicach Chiang Mai, zresztą nic dziwnego - podobnie jak Doi Suthep, to jedno z czterech najświętszych miejsc pielgrzymkowych w Tajlandii. Około godziny krążę wokół czedi wzbudzając niekłamane i równie ekspresyjnie wyrażane zainteresowanie pielgrzymów. Ukradkiem robią mi zdjęcia. Łechce to lekko moją próżność i niespecjalnie unikam wycelowanych w moją osobę obiektywów. Nasyciwszy wszystkie zmysły otaczającą mnie zewsząd atmosferą ponownie spacerkiem wracam na dworzec. Autobus ma być o 13.20 mam zatem chwilę czasu; wyciągam netbook i zaczynam spisywać dzisiejszą relację kiedy właśnie podjeżdża klimatyzowany bus do Sakon Nakhon. Z otwartym kompem, przy pomocy cherubinka-biletera ofiarnie dźwigającego mój plecak, dobiegam do autokaru. Kolejne 50 THB i kolejna 50 kilometrowa trasa w dobrych warunkach.