Warszawa wita ogólną szarzyzną, brakiem energii i wszelakiej radości. Mimo dość słonecznej pogody wydaje się pozbawiona chęci do życia. Porannym autobusem – pełnym smętnych twarzy zmierzających zapewne do pracy - docieram na mój Grochów. Pierwsza rzecz jaką robię ku pokrzepieniu już stęsknionego za Azją serca to wyjście na ulubiony balkon i rzut oka na bezkresny widok z 12-tego piętra w stronę centrum stolicy. Zawsze uważałem go za największy atut tego mieszkania, jednak dziś nawet on nie poprawia nastroju. Raczej nie przypomina „City of joy” ...
Przez kilka kolejnych dni jest jeszcze gorzej. Nigdy wcześniej nie czułem podobnego niedosytu po powrocie z Azji! Przywołując kolejne wspomnienia (nawet banalnych, codziennych sytuacji) i odwiedzone miejsca zastanawiam się, czy aby nie ulec chwilowemu nastrojowi, spontanicznemu szaleństwu, spakować wszystko ponownie (po przepierce rzecz jasna :)) i natychmiast wrócić w rejony, które od zawsze kojarzyłem z barwną egzotyką, spektakularną, zaskakującą architekturą, szczerością i poczciwością ludzi, rewelacyjną kuchnią, tanimi kosztami życia … właściwie ogólnie rozumianym atawizmem. Porzucenie filozoficznych/religijnych/politycznych/itd. rozważań na rzecz banalnego instynktu przetrwania: gdzie dziś (lub jutro, tudzież jeszcze innego dnia) uda się dotrzeć, czy znajdę bezpieczne schronienie na noc, co (i czy w ogóle) zjem, czy kolejna atrakcja na żywo wyda się równie interesująca jak jej netowa wizja, czy stanie się kolejnym zawodem, jak przetrwać w tak bardzo odmiennych od naszej rzeczywistości realiach, z pewnością odświeży spojrzenie na życie. Jestem przekonany, iż to najlepsza terapia na wszelakie wątpliwości każdego potencjalnie zagubionego człowieka. Jedynym wysiłkiem intelektualnym wydaje się przeczytanie ze zrozumieniem info o odwiedzanym miejscu … i tyle dla zdrowej duszy wystarczy.
Subiektywne podsumowanie wietnamsko-tajskiej podróży:
- koszt całego wyjazdu: 10.600,00 zł (raczej budżetowo wyszło)
- najatrakcyjniejsze krajobrazowo miejsce: okolice Ninh Binh/Tam Coc (nie mylić z zatoką Ha Long!)
- ulubione miasto: Saigon/Ho Chi Minh City (nie potrafię uzasadnić wyboru – tak czuję)
- najbardziej autentyczna atmosfera: Hanoi (Old Quater)
- największe zagęszczenie zabytków + wyjątkowy historycznie klimat: Hoi An (najlepiej w porze suchej – mi się nie udało, heh)
- najbardziej spektakularne architektonicznie współczesne budowle: Crazy House (Dalat) + Bamboo Legend (Phu Quoc)
- ogólnie najklimatyczniejsze miejsce: Tanh Churong Viet Palace (na północ od Hanoi)
- najlepszy nocleg: "garażowe" studio na parterze Vuon Tron Homestay (Saigon) + pokój na najwyższym piętrze Hai Hien Guesthouse (Phu Quoc, Duong Dong) z rewelacyjnym przyległym tarasem!
- najtańsza przepyszna zupa pho: 30 K (Old Quarter Hanoi)
- najsmaczniejszy posiłek: krewetki z ryżem (65 THB) w ulicznej budce przy Victory Monument (Bangkok)
- ulubione fajki: Thang Long (15 K - chyba najtańsze, ale zdecydowanie warte wdechu)
- niezawodna dezynfekcja układu pokarmowego: Hanoi Vodka (najtaniej: 70 VND, 0,75 l, 40% w Mui Ne) + Coca Cola (1,5 l, 20 VND)
https://www.youtube.com/watch?v=Ol8hiwwUPGQ&ab_channel=okiemarchitekta
https://www.youtube.com/watch?v=eIy0PsVb_gI&ab_channel=okiemarchitekta
https://www.youtube.com/watch?v=aVN6We1HRCM&ab_channel=okiemarchitekta