Warszawa wita ogólną szarzyzną, brakiem energii i mimo dość słonecznej pogody wydaje się pozbawiona radości życia. Porannym autobusem – pełnym smętnych twarzy jadących do pracy - docieram na mój Grochów.
Najchętniej wróciłbym jutro w bardziej egzotyczne rejony Azji. Gdzie? Gdziekolwiek ...! ... już o tym myślę ... :-)