Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + NEPAL 1998 - relacja z archiwum spisanego ręcznie w notesie ... :)    „KAMASUTRA”
Zwiń mapę
1998
15
lis

„KAMASUTRA”

 
Indie
Indie, Khajurāho
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8435 km
 
Jestem w Indiach raptem tydzień, a mam wrażenie że minął już co najmniej miesiąc. Każdego dnia dzieje się tyle, że pobyt w Delhi wydaje się wyjątkowo odległy ...

Wstaję o 10.00, biorę prysznic i schodzę do ogrodu na śniadanie. Po kilkunastu minutach pojawia się też mój kompan. Jego twarz wyraża wszelkie wrażenia z wczorajszego wieczoru na haju. A więc nic nie straciłem, heh.
Płacę gospodarzowi za dwa noclegi ze śniadaniami oraz wodę (242 INR) i ruszam na podbój Khajuraho. Najpierw kieruję się rzecz jasna ku zachodniemu kompleksowi świątyń. Jedna z nich znajduje się poza ogrodzonym terenem turystycznym i funkcjonuje do dziś. Tam właśnie moje czoło po raz pierwszy zostaje namaszczone tilaką – czerwoną kropką – na "szczęście” – jak twierdzi twórca tej osobliwej ozdoby. Z pokorą wrzucam do wyciągniętej miseczki 10-rupiowy banknot. Szczęście wszak kosztuje!

Wstęp do zespołu świątyń zachodnich kosztuje 5 INR. Panuje tu wyjątkowy spokój. Nastrój sielanki nie został jeszcze zagłuszony tabunami wycieczek przybywających tu zwykle po południu w ramach jednodniowego objazdu. Zespół złożony z kilku misternie zdobionych świątyń słynie przede wszystkich z kamiennych ornamentów żywcem wyjętych z Kamasutry. Oszałamia przepychem i mistrzowską precyzją wykonania. Najwięcej czasu spędzam wokół Świątyni Lakszmany – szczególnie obfitującej w reliefy o tematyce erotycznej. Niestety mino potrójnego obejścia budowli - z wnikliwie przeprowadzoną analizą dekoracji – nie znalazłem najbardziej sprośnej sceny miłosnego aktu mężczyzny z klaczą. No trudno ...

Opuszczam po 2 godz. zespół świątynny i pieszo udaję się do tzw.: „grupy wschodniej”. Na próżno szukam jeziora, nad którym położona jest jedna ze świątyń – wyschło, a pozostałością jest kałuża porośnięta zielskiem. Udaje mi się jednak zlokalizować cel poszukiwań. Budowla jest mała, zaniedbana i nie tak bogato zdobiona jak te z zachodniego kompleksu.
Dalej natykam się na dwa bardziej ozdobne zabytki, które przez fakt, iż położone są w naturalnej scenerii pól uprawnych i otoczone wiejskimi lepiankami, sprawiają wrażenie bardziej wiarygodnych.
Do kolejnego zespołu świątyń dżinijskich postanawiam dojść skrótem przez pola uprawne. Przypadkowo spotkani rolnicy z uśmiechem wskazują mi drogę, a kiedy lekko zbaczam z trasy – jak z pod ziemi wyrastają umorusane dzieciaki, które trzymając mnie kurczowo za ręce – doprowadzają tuż do świątyń, za co otrzymują jak najbardziej uzasadniony bakszysz. Rzecz jasna domagają się dodatkowej zapłaty, bądź ekwiwalentu w postaci długopisu, ale nie mam nic przy sobie i poddają się w końcu uznając, że lepszego interesu ze mną już nie zrobią.
Klasztor dżinijski nie robi specjalnego wrażenia – niepotrzebnie pomalowano go w całości żółtą farbą – przez co stracił na charakterze. Tuż za nim stoi natomiast kilka świątyń, z których dwie to prawdziwe klejnoty sztuki dekoratorskiej. Jest tu też małe muzeum z posążkami tintarkarów w pozycji lotosu.

Nie skusiwszy się na żarliwie oferowane tandetne pamiątki ruszam w stronę samotnej świątyni Duladeo położonej nad miejscową rzeką. Nie wyróżnia się ona niczym szczególnym, za to szczególni są handlarze sztuką rzeźbiarską przed wejściem na teren świątyni. Za figurkę Wisznu – wykonaną rzekomo z kości słoniowej – żądają 300 INR … wszak to wg nich starożytny oryginał. Kiedy wyrażam brak zainteresowania zakupem, cena automatycznie spada do 200, a chwilę później do 150 INR. Żegnam jednak „artystów” i ruszam w stronę wioski. Po chwili dobiega do mnie zdyszany handlarz z okrzykiem: 100 rupii! Jestem twardy. Na 50 rupii tez nie reaguję, heh. Zawiedziony pyta o moją cenę, bo jego ostateczna to 30. Wcale się nie targując zbiłem cenę 10-krotnie! … a figurki i tak nie kupiłem …

W centrum Khajuraho zmierzam do sprawdzonej wczoraj knajpki – tym razem na rosół i spaghetti z warzywami, które wraz z butelką 7UP kosztuje 70 INR. Z pełnym żołądkiem docieram do dworca autobusowego. Nie ma tu ponoć bezpośrednich połączeń z Agrą – trza będzie znów kombinować z przesiadkami. Wracam do centrum i czas do wieczora spędzam na lokalnych ghatach nad porośniętym lotosami jeziorkiem. Fajne miejsce. Można stąd podziwiać szczyty głównego zespołu świątyń na tle zachodzącego słońca. Jeszcze tylko spacer do czynnej świątyni, w której zostałem rano naznaczony i z jej tarasu podziwiam oświetlone świątynie za płotem. W tej iluminacji wyglądają zjawiskowo i nieziemsko. Blask lamp otaczających zespół restauracji i sklepików w połączeniu ze księżycową poświatą tworzą wyjątkowo tajemniczą i magiczną atmosferę.

W hotelu melduję gospodarzowi, iż śniadanie zjem o 8.00 rano. Ciekawe czy wstanę …?
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018