Geoblog.pl    dagar    Podróże    BIRMA 2018 (+ Tajlandia)    "ZOBACZYĆ KAKKU PRZED ŚMIERCIĄ"
Zwiń mapę
2018
15
lut

"ZOBACZYĆ KAKKU PRZED ŚMIERCIĄ"

 
Birma
Birma, Taunggyi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11684 km
 
Rano przez 2 godziny korzystam z netu wrzucając fotki. Obsługa hotelowa melduje przybycie drivera. Najpierw muszę jednak kupić bilet do Hsipaw. Jedziemy do pobliskiego biura. Bus jest, ale o 17.00 i jedzie ponoć 20 godzin! Trochę dziwne, ale nie ma wyjścia. Kupuję bilet za 14500 K i zostawiam plecak.

Ruszamy. A jakże! Z kopyta! Prawie spadam z motoru. Za chwilę sytuacja podbramkowa na głównej ulicy miasta: omal nie taranujemy mnicha na skuterku. Będzie grubo. Podczas tankowania na stacji benzynowej zwracam delikatnie uwagę, że to trochę za szybkie tempo jazdy jak dla mnie. Kolo nic se z tego nie robi i grzeje ile moc pozwoli. Trzymając się kurczowo uchwytu z tyłu siedzenia próbuję obserwować drogę przed nami znad jego kasku. Przynajmniej będę przygotowany na nieoczekiwaną sytuację. Niestety nie widzę nierówności drogi i na każdym wertepie wystrzeliwuję w górę z siedzenia. Do tego moja namiastka kasku ześlizguje się z głowy na kark. Na zakrętach prawie dotykam kolanem jezdni, a wyprzedzanie na trzeciego zdaje się kola szczególnie kręcić. Nie tyle się boję (to oczywiście też!) ile zaczyna mnie ten rajd wku…iać. Piękna okolic oczywiście nie sposób podziwiać. Na drodze szerokości nieco ponad 2 m na pełnym gazie mijamy (tudzież wyprzedzamy) busy i ciężarówki. Hardcore! Dwukrotnie z dużą prędkością wypadamy na wyboiste pobocze. Wystarczyłby jakiś dzieciak wbiegający na jezdnię, pies, kura, cokolwiek, a nie ujrzałbym Kakku przed śmiercią ...

Przed zespołem świątynnym kolo dostaje zdrową zjebkę. Uprzedzam, że jeśli nie będzie wracał max 60 km/h nie dostanie żadnej kasy. To chyba najlepszy argument. Uśmiech znika mu z twarzy - przeprasza i obiecuje jechać wolniej.

Bilet wstępu do zabytkowego kompleksu kosztuje 3 EURO, 3 USD, lub 5000 K. Opcję trzecią wybieram. Okazuje się, że żadna (deklarowana przez LP) opieka pseudo-przewodników nie jest tu potrzebna. Pokorny driver niesie za mną mój polar i kurtkę. Kroczy krok w krok jak wierny pies. Proszę, aby się (i mnie) tak nie męczył + poczekał przy bramie, wszak wolę pospacerować bez obstawy. Oddala się z pokłonem. Teraz jestem sam na sam z lasem pudrowo-pastelowych stup. Jest ich tu ponad 2400, a że większość została zaopatrzona w metalowe zwieńczenia z licznymi listkami-dzwonkami, przy każdym porywie wiatru zaczyna się nieziemski koncert. Kakku trzeba nie tylko zobaczyć. Kakku trzeba posłuchać! Przedsmak tego co zastałem tutaj miałem wczoraj w In Thein, jednak w tym miejscu da się niemal odczuć duchowość miejsca, zagubić w nim (dosłownie) i dać uwieść zagranej przez wiatr melodii.

Powrót - mimo jazdy pod górę - niewiele różni się od poprzedniego kursu. Początkowo koleś stara się jechać wolniej, ale niespecjalnie mu to wychodzi. Ponowna sytuacja podbramkowa, zakończona ostrym hamowaniem przed dwoma księżniczkami na skuterze bezmyślnie wyjeżdżającymi na drogę, skutkuje poluzowaniem łańcucha. Nic nie mówię, ale kolo wie co myślę. Bez słowa zabiera się za naprawę sprzętu. Ostatecznie dojeżdżamy w jednym kawałku do biura busowego. Dopiero po zejściu z motoru czuję, że jednak żyję.

Zostało mi parę godzin do wyjazdu. Nie bardzo mam co robić, więc plączę się trochę po lokalnym targu robiąc drobne zakupy i posilając. Wszyscy współbiesiadnicy są wyjątkowo mili. Podsuwają mi miseczki z przyprawami zastrzegając że są free. Ostatnie dwie godziny spisuję dzisiejsze (wyjątkowo emocjonujące!) wrażenia czekając na transport.

Przed 17.00 zaczyna się załadunek. Mój plecak ląduje w bagażniku mini busa, a ja - gość specjalny - w szoferce. Przekazując bilet otrzymuję info zwrotne, że wszystko ok. i zaraz ruszamy do Yangon. Krew zaczyna mi się burzyć. Do jakiego ku..wa Yangon ...? Jadę przecież do Hsipaw, czyli w odwrotnym kierunku. Rozwiązała się zatem zagadka lekko przydługiej podróży. "Księżniczki" z biura podróży sprzedały mi zły bilet. Wracam tam z mapą i niewybredną miną. Są zdziwione, że mam pretensje. Przecież pokazywałem wam królewny (śpiące) miejsce, do którego chcę dotrzeć na mapie! Da się dokładniej?

Niezręczną sytuację próbuje załagodzić sympatyczny manager boardingu. Dopiero teraz wszyscy załapali, że w ich kraju znajduje się takie – nota bene bardzo znane - miasto jak Hsipaw (!), ... i że jednak na północy leży (!). Przepraszają za pomyłkę i awansem wypisują mi bilet do Mandalay na 19.00. Mam tam niby dotrzeć ok. 2.00 w nocy. Przestaje mnie bawić ta sytuacja. Myślę jak z niej wybrnąć. Po drugiej stronie ulicy jest biuro z busami do Hsipaw o 13.30 i po 14.00, co sprawdziłem już wcześniej. Oba busy docierają na miejsce w środku nocy, więc się na nie zdecydowałem. Niewybaczalny błąd! Chyba jednak będę musiał zrobić to jutro. Jest jeszcze jedna opcja: wrócić do Nyuangshwe i wykupić nocny autokar z białymi turystami za 170000 K. Ten dociera do Hsipaw idealnie: ok. 8.00 rano. Tak czy inaczej muszę zostać dziś w Taunggyi. Sprawdzam po drodze dwa nowe hotele, ale wracam na stare śmieci do Saung Cherry. Kolejna dyszka w twardej walucie ląduje w kieszeni dziadka chińczyka i jestem w tym samym pokoju co jeszcze dziś rano. Jutro pomyślę co dalej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (38)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018