Geoblog.pl    dagar    Podróże    BIRMA 2018 (+ Tajlandia)    "LUBIĘ PONIEDZIAŁKI"
Zwiń mapę
2018
05
lut

"LUBIĘ PONIEDZIAŁKI"

 
Birma
Birma, Rangoon
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10812 km
 
... kłopoty z zaśnięciem + częste pobudki skutkują kolejną kumulacją zmęczenia. Mimo wielokrotnego upewnienia się, że tak!: telefon jest włączony (!) + w pełni naładowany (!), a budzik na pewno nastawiony na 6.30 (!) - śpię na tyle czujnie, że nawet agregat lodówki w pokoju wyrywa mnie co chwila z raczej drzemki. O 6.00 uznaję, że nie ma sensu przedłużać katorgi i już po 7-mej jestem na stacji metra Lumphini, a 42 THB później osiągam Chatuchak Park (= Mo Chit by sky-train), gdzie jest przystanek shuttle bus na lotnisko Dong Muang (30 THB). Jedzie stąd jakieś pół godziny.

Teraz już tyko wyjątkowo sprawna odprawa linii Nok Air i jestem w palarni zlokalizowanej tuż przy mojej bramce nr 15 :) … większym problemem wydaje się na tym lotnisku tylko jedna toaleta, do której ustawia się kolejka. Żenujące leciutko.

Lot (opóźniony rzekomo z winy obsługi lotniska o ponad pół godziny) trwa raptem nieco ponad godzinę. Zresztą w komfortowych warunkach – wszak prawie połowa miejsc jest wolna. Zajmuję zatem miejscówkę przy oknie.

Obsługa immigration office na lotnisku – profeska! Nigdzie tak szybko nie wbito mi stempelka, a i sam obiekt wyłożony marmurami plasuje się wysoko w subiektywnej ocenie. Jedynym problemem zdaje się wyjazd z lotniska. Nie ma tu komunikacji publicznej i każdy turysta – szczególnie biały – jest atakowany przez chmarę taksiarzy via automatycznie zamykane drzwi hali głównej. Wygląda to komicznie, dzięki temu, iż drzwi takowe mają w zwyczaju się same zamykać, co urywa rozpaczliwe nawoływania w pół zdania, heh. Nie ma bata – trza się z tym motłochem wcześniej, czy później zmierzyć. Z pokaźnym plikiem 135.000 K (za 100 USD) + upragnioną fajką w zębach bezlitośnie kasuję wszystkie „okazyjne” stawki w wysokości 15 (tudzież min. 10 USD) za kurs do centrum. Nim wypaliłem papierosa wszyscy taksiarze wiedzą, żem sknera, gbur i prostak. Jestem zatem wolny od natrętów, a że zaopatrzony (przez panie z tourist information) w mapę miasta (wraz ze wskazówkami jak w 25 min dotrzeć do przystanku miejskiej linii nr 37) ruszam dziarsko przed siebie – chłopaki w spódnicach (longyi) pałają teraz nienawiścią. Niesiony tym uczuciem w jakieś 20 min docieram do celu i pospiesznie wsiadam do busa … jak się okazuje (po ok. godzinie jazdy) - nie koniecznie we właściwym kierunku … Teraz to i mi uśmiech z twarzy znika, acz zostaję doprowadzony przez grupkę uczniaków do busa w kierunku przeciwnym. Se przejażdżkę na przedmieścia zafundowałem. Koszt raptem 200 K (50 gr.), ale 2 h w plecy mam. Chrzanić to. Po drodze doświadczyłem przynajmniej legendarnej już uprzejmości zwykłych (nie mylić z naciągaczami hotelowymi, turystycznymi i restauracyjnymi) mieszkańców Birmy. Panie okraszone tanaką dbają, aby moje plecaki znalazły odpowiednie schronienie u ich stóp i nie daj boże/buddo/demiurgu się przewróciły. Pomagają mi wyjąć mapę i każą zamknąć wszystkie otwarte suwaki. Kiedy wysiadają – opiekę przejmują kolejni pasażerowie siedzący w pobliżu. Nie ma szans, aby w tym kraju spadł mi włos z głowy!

Szczególną pieczę sprawuje kierowca – ma wszak za zadanie poinformować gdzie mam wypaść z busa. Na trzy przystanki przed Sule Paya każe mi się przygotować (mentalnie jeno) na opuszczenie transportu. Nakazuje jednak siedzieć do ostatniego momentu, by w tym właściwym pożegnać i poczekać, aż przedrę się przez tłum z plecakami i bezpiecznie wysiądę. W życiu tylu aniołów stróży mnie nie otaczało!

Na downtown też wszyscy pomagają jak mogą. Jak nie mogą - odsyłają do anglojęzycznych znajomych. Odwiedzam kilka pierwszych lepszych przybytków z noclegami – prawie wszędzie są wolne (!) cele bez okien + podobna cena – ok. 15 USD za pokój (z łazienką, tudzież bez). Zatrzymuję się ostatecznie w Cherry Guest House w pokoju ze wspólną łazienką, za to z klimą i TV, heh! Wyskakuję z 20 kawałków, a w knajpce (jeszcze kawałek dalej) z 5200 K za cool kurczaka curry i piwo Myanmar. Pojęcia nie mam z czego wynikła kwota do zapłaty: danie w menu kosztowało 800 K, a piwo 2200. Z podniety, że jestem w Rangunie wcale się nie czepiam jednak.

Niespecjalnie powinienem się dziś forsować fizycznie, a i atmosfera miasta wydaje się wymagać zaangażowania wszystkich zmysłów, robię zatem tylko krótką rundkę ulicami wokół hotelu, odwiedzam sklepik spożywczy i wracam do pokoju. Trza opanować kurs tutejszej waluty (jeszcze nie wiem czy łatwiej dzielić przez 400, czy mnożyć przez 0,0025 co by określić przybliżoną wartość w zł), poznać banknoty, zarezerwować nocleg na jutro (a tak sobie – w ramach odmiany) posprawdzać maile, konta, portale i co najważniejsze: pójść wcześniej spać :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018