Jest 16.00. Znów prawie godzinę czekam na bemo, a gdy w końcu łapię takowe - bez targowania przystaję na kurs za 50.000 IDR do Klungkung. Podróż zajmuje raptem 20 minut i wysiadam w centrum miasteczka. Na pytanie o hotel – wszyscy wskazują jeden, który na pierwszy rzut oka wygląda dość luksusowo ... i nawet nie jest przy tym specjalnie drogi. Najtańszy pokój kosztuje tu raptem 225.000 IDR, ale od recepcjonisty otrzymuję cenną wskazówkę o tanim losmenie "Visnu" w nieodległej uliczce.
Wszystko się zgadza. Już z zewnątrz obiekt wygląda na moją kieszeń ... tyle, że na miejscu nie ma akurat właściciela przybytku, a to raczej kluczowa niedogodność. Czekam zatem cierpliwie gawędząc z dwoma młodocianymi kumplami szefa, posługującymi się w rozmowie translatorem w telefonie. Dołącza też kilku innych rozmówców – podobnie jak ja czekających na boss-a. Tenże zjawia się w końcu i proponuje pokój z dwoma łóżkami za 70.000 IDR. Ponownie się nie targuję i wybieram najbardziej oddalony od ulicy. Takie klimaty lubię! W oddali za oknem słyszę muezina, a z pobliskiego podwórza dobiegają odgłosy wieczornej krzątaniny lokalesów. Poza tym jestem chyba jedynym białym w całym miasteczku! ... czuję, że odżywam.
Obok noclegowni mieści się nocny targ z żarciem i ciuchami. Żadnych pamiątek! Pięknie! Kupuję koszulkę za 50.000 IDR, kurczaka, wodę i fajki. Na balkonie mego losmena - podglądając życie ulicy - spisuję wrażenia dzisiejszego dnia.