... teraz spokojnie odnajduję biuro "Semaya Cruise" i potwierdzam rezerwację kursu na speed-boat pojutrze. W porcie mam być o 9.00 rano.
Po snorkelingu opalanie raczej nie jest wskazane (szczególnie pleców), więc ruszam spacerkiem na południowy kraniec wyspy. Im dalej od portu, tym bardziej sielsko się robi. Docieram ostatecznie do idyllicznych plaż, gdzie jest równie cicho i spokojnie jak na odwiedzonej przed chwilą Gili Air. Wystarczy wynająć bryczkę, wypożyczyć rower, bądź zafundować sobie przechadzkę pieszą, aby uniknąć zgiełku w centralnym punkcie wyspy. Podejrzewam, że po drugiej jej stronie jest jeszcze bardziej sielsko, ale chyba wystarczy mi wrażeń ... dostarczonych przez odwiedzone rafy.
Pragnąc doświadczenia choćby namiastki nocnego życia na Trawangan, wieczorem udaję się do odwiedzonego wczoraj warungu przy północnym krańcu plaży ... mijając po drodze puste (!) w większości knajpy. W kilku rzeczywiście zalega parę osób i brzmi tu głośniejsza muza, ale na szczęście do mego "Banana Leaf 3" docierają tylko stłumione jej odgłosy.
Na spółę z rudym kotem zjadamy kolejny nasi campur (to chyba moje ulubione danie [wraz z soto ayam] – 27.000 IDR z butelkowaną wodą) i wracamy ... każdy w swoją stronę rzecz jasna :)