Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDONEZJA 2015 (+ BANGKOK + KUALA LUMPUR)    TROCHĘ KULTURY … CHAMIE! :)
Zwiń mapę
2015
18
sie

TROCHĘ KULTURY … CHAMIE! :)

 
Indonezja
Indonezja, Ubud
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13857 km
 
Na bezpośredni przejazd do pobliskiego Ubud wszyscy kręcą nosem. Kupiwszy najdroższą w Indonezji wodę mineralną (10.000) u lokalnych straganiarzy po raz kolejny dziś zajmuję strategiczną pozycję przy drodze do Denpasar. Po chwili mam towarzysza niedoli – sympatycznego dziadka, który równie cierpliwie czeka na transport. Od razu czuję się raźniej. Tym razem w zgrabnym duecie (po ok. 40 minutach oczekiwania) zatrzymujemy z sukcesem nadjeżdżające bemo.

Na końcowym przystanku wręczam kierowcy ostatnie drobne: 9.000 IDR. Wydaje się być usatysfakcjonowany. Teraz przejmują mnie tutejsi cwaniacy. Za kurs do Ubud żądają 150.000 IDR. Są też tacy, którzy chcą 200 tys. albo i więcej (!). Żegnam ich oschle poinformowany przez przygodnie zagadniętego przechodnia o rzeczywistych cenach transportu i wkraczam na postój taksówek zarzucając kwotę: 10.000 IDR i cel podróży: terminal bemo do Ubud. Jeden z driverów – chyba z nudów – zgadza się i super-mini-busikiem za oferowaną kwotę przejeżdżam pół (albo nawet całe) Denpasar (wywołujące raczej negatywne wrażenie) i wysiadam na trasie mego celu. Tu ponownie słyszę nieziemskie propozycje cenowe. Trochę dalej + po pół godzinie oczekiwania, zatrzymuję bordowe bemo (są też niebieskie) ze starszą hiszpańską parą, która ustaliła stałą cenę za kurs na 100.000 IDR. Godzinę później – w sporej mierze przestaną w korkach – docieramy wspólnie do centrum Ubud.

Już od rogatek miasto trafia w mój gust. Ilość galerii z wszelaką formą sztuki (także użytkowej) przyprawia o zawrót głowy. Zdaje się, iż poza salonami wystawienniczymi, zakładami rzemieślniczymi, galeriami i świątyniami nie ma tu nic więcej. A jednak jest … powoli docieramy do turystycznego getta, bo na ulicach robi się "bielej" – zaczynają dominować agencje turystyczne, kantory wymiany walut, knajpy z drukowanym menu i wszelkiej maści noclegownie. Wniebowzięty driver (otrzymawszy ustaloną stówkę od współpasażerów + 40.000 IDR nawiązki ode mnie) bije w pokłonach głową o kierownicę. Obawiając się rychłej kontuzji szybko opuszczam bemo i podążam w ... pierwszym lepszym kierunku. Okazuje się właściwy. Po kilku minutach wkraczam do "Warung Kacu & Guest House", gdzie wywoławcza cena za czysty, przyjemny pokój z dwuosobowym łożem zaopatrzonym w baldachim z moskitierą, łazienką z gorącą wodą i free Wi-Fi, wynosi 250.000 IDR. Nie patyczkując się zbytnio deklaruję moją maksymalną stawkę: 100 tys. Kiedy właścicielka próbuje negocjować, ponownie zarzucam sprawdzone w boju pytanie: "czy można w okolicy znaleźć coś tańszego ...?". Na dźwięk tych słów wszyscy jak dotąd miękli. Pani też udaje się na rzekome konsultacje do męża (co oznacza zwykle, iż zaproponowałem pułap cenowy na granicy opłacalności) i po chwili wraca w dobrą (dla mnie rzecz jasna) wiadomością.
Wybieram pokój z widokiem na wewnętrzne patio, najdalej od ulicy i najbardziej nasłoneczniony.

Płacę należność za pierwszą noc i w ramach zwiadu okolicy ruszam w stronę słynnego: "Monkey Forest". Jest już chyba trochę za późno na jego eksplorację, więc wracam w stronę hotelu popełniając po drodze zakupy w raczej tanim hipermarkecie "COCO", a kawałek dalej pod wpływem emocji nabywając bilet na wieczorny spektakl "KECAK, FIRE AND TRANCE DANCE" (bilet kupiony na ulicy: 75.000 IDR). Ten w pobliskiej Taman Sari Temple odbywa się raptem dwa razy w tygodniu (wtorki i czwartki), więc korzystam z okazji.

Ulicznych warungów tu brak zatem w moim hotelu zamawiam tradycyjne balijskie danie nasi campur (ryż z dodatkami) za 30.000 IDR. W zaproponowanej konfiguracji smakuje poprawnie. Sprawdzam net w pokoju (działa jak dotąd najlepiej) i przed 19.30 ruszam na przedstawienie.

Na miejscu zajmuję ostatnie wolne krzesło w drugim rzędzie wokół klimatycznej sceny świątynnej. W oczekiwaniu na show napięcie rośnie. Światła gasną, a na scenę wlewa się grupa kilkudziesięciu mężczyzn stanowiących tło rozgrywanej historii ... rzecz jasna opartej na eposie Ramajana. Trudno to opisać - zobaczyć na pewno warto! W nastrojowym oświetleniu mój aparat głupieje. Nie udaje mi się pstryknąć ani jednej dobrej fotki. Może na kamerze będzie coś widać. Spektakl trwa niecałe półtorej godziny.

W nocy ulice Ubud wyglądają jeszcze bardziej klimatycznie. O dziwo poza wyjątkowo dyskretnymi driverami trzymającymi jeno tabliczki z napisem "TAXI" nikt się tu spacerowiczom nie narzuca. Co kultura to kultura.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018