Bus jedzie ok. 40 min zahaczając po drodze o tutejsze lotnisko na obrzeżu miasta. Początkowo niewłaściwie wybieramy kierunek i trafiamy do teatru, gdzie na tle iluminowanych świątyń odbywają się wieczorne spektakle teatralne na bazie Ramajany. Musimy wrócić do głównego wejścia, uiścić 225.000 IDR za bilet wstępu, i możemy wraz z niezbyt pokaźnym tłumem innych turystów kluczyć wśród świątyń głównego hinduistycznego zespołu Prambanan w 1991 roku wpisanego na listę UNESCO.
Pierwsze wrażenie nie rzuca na kolana (… w porównaniu do świątyń widzianych wcześniej w innych azjatyckich krajach). Dopiero dostrzegane powoli detale, bogate dekoracje ścienne i reliefy opowiadające dzieje porwania Sity - żony Ramy - przez demona Rawanę wzbudzają coraz większe emocje. Ich kulminacja przypada na oddalony o 20 min drogi drugi kompleks świątynny Candi Sewu. Znacznie rzadziej odwiedzany i otoczony stertami kamiennych pozostałości po mniejszych przybytkach tworzy niesamowity, tajemniczy klimat.
Rolę przewodnika przejął Marcin. Odpoczywam w końcu od myślenia, planowania i śledzenia map. Kiedy pada propozycja odwiedzenia kilku - odległych o ok. 2 km od głównego kompleksu – świątyń Candi Plaosan - zlokalizowanych wśród pól uprawnych poddaję się sugestii. Zaspokoiwszy pragnienie mlekiem kokosowym wprost z orzecha (10.000) pieszo docieramy do bardzo przyjemnych bliźniaczych świątyń. Wstęp: 3.000 IDR zapewne wędruje bezpośrednio do kieszeni kasjera, ale w obliczu architektonicznej atrakcji nie ma to większego znaczenia. Po drugiej stronie wioski jest jeszcze kilka mniejszych prangów - już nie tak efektownych, ale wypada je odwiedzić.
Zaczyna zmierzchać kiedy szybkim marszem docieramy ok. 18.00 do dworca i łapiemy się na bus powrotny do Yogyi.