Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDONEZJA 2015 (+ BANGKOK + KUALA LUMPUR)    KOMODO DRAGON
Zwiń mapę
2015
06
sie

KOMODO DRAGON

 
Indonezja
Indonezja, Jakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12520 km
 
Poza smokami z Komodo raczej nic mnie już nie interesuje w stolicy. Po śniadaniu zwalniam pokój i pieszo docieram do dworca Gambir. Plecak zostaje w przechowalni bagażu (2.000 IDR/h) i z przystanku Transjakarty (z trzema przesiadkami) po ponad półtorej godzinie docieram do Ragunan. Niestety autobusową kartę miejską można doładować minimalną kwotą 20.000 IDR, której rzecz jasna nie zdążę wykorzystać.

Wejście do ZOO jest tuż przy dworcu. Wstęp 4.500 IDR. Zajmuje ono obszerny teren, ale wiele wybiegów przeznaczonych jest dla tych samych gatunków. Samych kazuarów naliczyłem chyba 7, a każdy miał własne podwórko. Szybkim marszem odwiedzam większość tutejszych atrakcji, ale na deser zostawiam orangutany i warany z Komodo. W obu przypadkach nie jestem tym spotkaniem zawiedziony. Niestety opuściłem ZOO pierwszym lepszym wyjściem i muszę przejść jego teren wzdłuż zewnętrznych murów ogrodzenia. Dopiero o 15.30 jestem na przystanku powrotnym.

Został mi jeszcze ostatni punkt programu - monument wolności na placu Merdeka - niestety jest już za późno na wjazd windą na wieżę widokową zwaną przez lokalesów "ostatnim wzwodem Sukarno". Aby wydostać się z parku w okolicy dworca trzeba przeczołgać się pod bramą - co też wzorem tubylców - i ku uciesze naocznych świadków czynię. Zyskawszy uznanie w ich oczach dumnie pozuję do zbiorowej „przyjacielskiej” fotki.

Posilam się jeszcze nasi goreng-iem w przydworcowym straganie i płacąc 12.000 IDR za przechowalnię bagażu udaję się na przystanek Gambir 2. Podjeżdżają kolejno 3 autobusy. Z każdego wychodzą 3-4 osoby, zaś wsiada jedna lub dwie. Przede mną raptem paru chętnych podróżnych, ale w takim tempie rotacji zanosi się na czekanie do rana. Kolejny transport podjeżdża po ok. 20 min. Nie zamierzam nocować na przystanku i przepychając się bez ogródek przez mini-tłumek omijam wszystkie księżniczki namiętnie piszące SMS-y wciskając się do pojazdu. Po kilku nieudanych próbach drzwi autobusu ostatecznie akceptują mój plecak zamykając się z trzaskiem.

Zapomniałem o korkach. Dwa przystanki dzielące mnie od stacji Senen Sentral dłużą się w nieskończoność. Na miejscu kolejna niedogodność - trza wszak do tej stacji kawałek dojść. Z potem na czole (+ plecach i tyłku) docieram w końcu na miejsce. Akurat trwa boarding pociągu. Na peron można się dostać jedynie z ważnym biletem i po pseudo-security-check-u. Co z tego, że zdążyłem … wydaje mi się, że znów mam najgorsze miejsce; co prawda przy oknie, ale moja kanapa (jako jedyna w wagonie) jest ustawiona vis-a-vis kolejnej. Miejsce na nogi trza dzielić z siedzącymi na przeciwko pasażerami + wysłuchiwać ich potencjalnych polemik. Ci jednak okazują się po chwili bardzo miłymi lokalnymi młodziakami, z którymi ucinam sobie pogawędkę „o wszystkim” przez co najmniej pół trasy. Wyjątkowo fajne (+ świeżo nowe) doświadczenie. Mimo propozycji wspólnego obejrzenia wybranego przeze mnie filmu na kompie 19-letniego studenta zaczynającego w tym roku jakiś techniczno-budowlany kierunek, drugą połowę podróży próbuję przespać, choć kiepsko to wychodzi.

Niestety pociąg przyjeżdża do Yogyi punktualnie … i od 3.20 zalegam na dworcowej ławce w strefie dla palaczy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (27)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018