Bus zatrzymuje się na Puduraya Station - tuż u wrót pasażu na Petalig Street - w sercu Chinatown. Chwilę później rozpakowuję się w mikro pokoiku bez łazienki, za to z Wi-Fi w „Le Village Guest House” - z bardzo przyjazną obsługą. Wygrzebuję ostatnie 35 MR należności za noc, a po natrysku ruszam na kolację z postaci chicken curry (8 MR). Porcja jest tak wielka, że połowę zabieram w reklamówce do hotelu. Z okna mam wgląd na całe targowisko (p)różności wokół. 1001 drobiazgów to zbyt delikatne określenie jak na ofertę asortymentową bazaru. Jest tu wszystko - od spożywki, poprzez podrabianą odzież i kosmetyki - po elektronikę i zabawki, a wszystko to okraszone namiętnymi zaczepkami tutejszych handlarzy oferujących zwykle "special price only for you!, Sir".
Co ciekawe wystarczy wyjść tuż poza obręb ulic pod chińskimi lampionami, aby te same przedmioty kupić nawet dwukrotnie taniej. Ja zadowalam się jedynie porcją papai (1,30 MR) i wymianą waluty (1 USD - 3,76 MR).