Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + SRI LANKA 2008-2009    „NIC DWA RAZY …”
Zwiń mapę
2009
02
sty

„NIC DWA RAZY …”

 
Indie
Indie, Mumbai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14142 km
 
Największe ponad 17-milionowe miasto Indii (6 metropolia na świecie) osiągam ok. 9.00 rano. Autokar zatrzymuje się w pobliżu jednego z wielu tutejszych dworców kolejowych, skąd za całe 6 INR podmiejskim, zapchanym do granic możliwości pociągiem docieram do potężnego Victoria Terminus. Niestety nie ma dziś wolnych miejsc sypialnych na pociąg do Aurangabadu, więc w przydworcowym biurze turystycznym zaopatruję się w bilet na kolejny autokar za 500 INR. Miało być 470, ale cwany sprzedawca, mniej bądź bardziej świadomie, zapomniał o wydaniu reszty. Ja zresztą też. Wyjazd jest dopiero o 20.00 więc mam do dyspozycji cały dzień w mieście bogini Mumba. Zaczynam od odświeżającego po całonocnej podróży natrysku w waiting room-ie mimo, iż oficjalnie wstęp mają tam tylko posiadacze ważnego biletu kolejowego. Widocznie białasów traktuje się jako posiadaczy takowych z założenia, bo nikt nie wymaga przepustki. Obsługa przechowalni bagażu także zadawala się jeno paszportem. Zrzuciwszy z mych czystych pleców jarzmo plecaka dziarskim krokiem docieram do Gateway Of India przed słynnym hotelem Taj Mahal. Wyjątkowo dobrze pamiętam te okolice z poprzedniej wizyty – wszak nocowałem nieopodal na Colabie. Oba obiekty są aktualnie w trakcie remontu: Brama Indii – ze starości, hotel – po niedawnych zamachach terrorystycznych, które notabene pod wpływem opinii i rad znajomych oraz rodziny omal nie zaważyły o odwołaniu mego wyjazdu.

"Nic dwa razy sie nie zdarza
I nie zdarzy. Z tej przyczyny
Zrodziliśmy sie bez wprawy
I pomrzemy bez rutyny.
(…)
Czemu ty sie, zła godzino,
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
(…)"

… jak twierdziła nasza wybitna noblistka. Uwierzyłem Jej i uzbrojony w poetyckie motto podjąłem wyzwanie o realizacji planów wakacyjnych. Dzięki temu mogę m.in. odwiedzić pominiętą poprzednim razem wyspę Elephanta oddaloną od lądu ok. 11 km z zabytkami z VIII–IX w., wpisanymi na listę UNESCO. Rejs statkiem turystycznym trwa równą godzinę i kosztuje 120 INR. Punktualnie o 13.00 przybijamy do wyjątkowo długiego molo na zabytkowej wyspie. Za przywilej stąpania po suchym lądzie pobrany zostaje haracz w wysokości 5 INR, a do największych atrakcji można dotrzeć trochę tandetną mini-kolejką szynową. Wybieram opcję pieszą. Na wstęp do świątyń muszę zasłużyć uiszczając kolejne 250 INR. Mimo wyjątkowo nagłośnionej reklamy miejsce nie rzuca na kolana, a dostojność trzygłowego Sziwy Trimurti wydaje się leciutko przesadzona. Centralne oblicze posągu to Sziwa Obrońca, zachowawca świata, Wielki Bóg, którego głowę wieńczy wystawna tiara. Z prawej strony - Sziwa Stwórca, kreator, o delikatnych, prawie kobiecych rysach, z włosami ozdobionymi klejnotami. Z lewej ukazuje się Sziwa-Bhairawa, Bóg-Niszczyciel, destruktor, w którego włosach widać symbole śmierci, a w jego ręku wije się wąż. Plączę się trochę po okolicznych wzgórzach próbując nadrobić zawód zabytkami klimatem krajobrazu. Na próżno. Pocieszam się zatem obiadem z kurczaka curry z ryżem (62 INR) i wracam do przystani. Statek odbija o 15.00, więc godzinę później jestem już na stałym lądzie. Przechadzam się po znanej mi Colabie – potem udaję się na zielony Maidan z rozległymi polami do krykieta. Na Marina Drive, siedząc na falochronie, uzupełniam dziennik. Mam jeszcze dwie godziny do odjazdu. Wracam na dworzec i odebrawszy bagaż ponownie korzystam z bezpłatnego natrysku. Okrążając monumentalny gmach dworca docieram do wyznaczonego punktu odjazdu mego autokaru. Jestem pół godziny przed czasem. O 20.00 zaczynam się leciutko niepokoić o mój transport. Krążę nerwowo wzdłuż uliczki, aż w końcu zza moich pleców pada pytanie-hasło-wybawienie: Aurangabad? Chwilę potem pakuję (za darmola) mój plecak do bagażnika busa i nieświadom, że tej nocy spać to mi za dużo dane nie będzie, naiwnie kupuję (na potencjalny sen) małe piwo w puszce. Ruszamy z półgodzinnym opóźnieniem i mimo wieczorowej pory kolejne dwie godziny mozolnie przedzieramy się przez przedmieścia aglomeracji Mumbai zbierając kolejnych podróżnych. Siedzenia tuż przede mną zajmuje wyjątkowo młoda para – zapewne świeżutkie małżeństwo. Jeszcze nim pojazd rusza oboje – jak na rozkaz – zaczynają wymiotować przez okno. Potem „wylewną” domenę przejmuje tylko żona. Domniemuję, że jest przy nadziei, a wraz z nią podróżuje na gapę kolejny (choć jeszcze nienarodzony) Indusik. Nie czepiam się faktu potencjalnego powiększenia populacji naszego globu, acz otwartego non stop na oścież okna, z którego wiatr wieje mi wprost w twarz. Włosy z głowy wyrywa mi przenikliwie zimny przeciąg. Po kilku w miarę delikatnych uwagach skierowanych do towarzyszy podróży, i braku jakiejkolwiek nań reakcji, biorę sprawę w swoje ręce z usprawiedliwionym impetem trzaskając oknem przede mną. Ich protesty utwierdzają mnie jedynie w determinacji i mimo spędzonego z powiek snu angażuję się w „przepychankę okienną”. Nie jestem pewien kto jest bardziej poirytowany sytuacją, ale adrenalina każe mi zapomnieć o rozkosznie rozkładanych siedzeniach i nie poddaję się w boju. Drań ze mnie! Zimny! … dosłownie!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018