Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE + SRI LANKA 2008-2009    „IMPERIUM VIJAYANAGARU”
Zwiń mapę
2008
28
gru

„IMPERIUM VIJAYANAGARU”

 
Indie
Indie, Hampi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13407 km
 
… nie na długo niestety. O 5.00 za lokaja robi tutejszy porządkowy uzbrojony w zestaw do sprzątania śmieci (czyli m.in. mnie) brutalnie przywracając wszystkim śpiącym świadomość, że oto właśnie ranek nastał. I cóż począć z tak pięknie rozpoczętym dniem? Oczy mi się kleją, więc kolejną godzinę dosypiam, przy dźwiękach ulicznego zgiełku, na schodkach jakiegoś sklepiku przy głównej drodze. Najwyższy czas na małą toaletę. W dworcowym wychodku, wykorzystując wszelkie znane techniki akrobatyczne, zażywam rozkoszy lodowatego prysznica pod kranem do … podmywania. Powiesiwszy plecak na gwoździu wbitym w drzwi (o dziwo) myję się dokładnie cały. Luksus za jedyne 5 INR! W przechowalni zostawiam bagaż i świeżutki – jak prawdziwy zachodni turysta – ruszam lokalnym busem (12 INR) w drogę do pobliskiego Hampi.

Teren zabytkowy jest bardzo rozległy, ale klimat można już wyczuć na centralnym, wyjątkowo długim bazarze prowadzącym do górującej nad miasteczkiem Virupaksha Temple (XVI w.) z 50-cio metrową gophurą. Wstęp: 50 INR (+ dwujeczka za aparat). Warto! Wewnątrz zapominam o trudach ostatniej nocy. Jest cool! i ponownie czuję otrzeźwiające podniecenie. Wychodząc kupuję kolejne baterie – tym razem Duracell za 110 INR, a zaraz potem za 50 INR wynajmuję na cały dzień rower. Przez otoczony starożytną kolumnadą bazar jadę do statui Nandina – taka sobie, za to za pobliskim wzgórzem czeka mnie kolejne oczarowanie: zupełnie bezludny teren starego bazaru otoczonego licznymi budowlami z kolumnadami. Obszedłszy teren kilkakrotnie w różnych kierunkach, wracam kamiennymi schodkami przez porośnięte suchą roślinnością wzgórza po rower. Niewiele nim ujechałem, a ponownie muszę udać się pieszo w dalszą, wyboistą drogę wyłożoną kamiennymi płytami, wiodącą do najpiękniejszej w dolinie, XV-wiecznej Vittala Temple. Przede mną 15 minutowy trekking przez kolejne wzgórza, podczas którego mijam tutejsze święte ghaty, gdzie jestem świadkiem rytualnych kąpieli rozmodlonych, bądź rozbawionych pielgrzymów. Po rzece pływają okrągłe jak miski, wyplatane z naturalnych włókien łodzie.

Wstęp do zespołu świątynnego kosztuje 250 INR – sporo, ale nigdy nie żałuję tak wydanej kasy. Tym razem wrażenia są wyjątkowo warte ceny biletu. Misterne dekoracje oszałamiają, a kamienny wóz na dziedzińcu zdaje się zastygać tylko przez moment w trakcie jazdy. O tym, że dziś niedziela przypominają niestety przybywające tu co chwilę kolejne autokary z hałaśliwymi wycieczkami. Wykonanie zdjęcia bez tłumu ludzi w kadrze graniczy z cudem i jest okupione nieziemską cierpliwością w oczekiwaniu na wolny moment.

Popijając sok z kokosa wracam podobną drogą w miejsce, gdzie zostawiłem rower. Chcę jeszcze zobaczyć ruiny pałacu królewskiego, a tam trzeba ostro popedałować. Teren jest pagórkowaty i kilkakrotnie idę pieszo prowadząc rower u boku. Po drodze wstępuję na lekki odpoczynek do przydrożnej świątyni Kryszny, by po kolejnych dwóch kilometrach dotrzeć do rozległego terenu z pozostałościami pałaców władców Dekanu. Do uroku okolicznych świątyń sporo im brakuje, więc ruszam w drogę powrotną. Teraz częściej wiedzie z góry – nawet pojazdy silnikowe udaje mi się wyprzedzać.

Na bazarze mam mały problem. Zauroczony pierwszym wrażeniem otoczenia nie zapamiętałem lokalizacji mojej wypożyczalni rowerów. Idę zatem wzdłuż straganów z nadzieją, że właściciel pojazdu sam się po niego zgłosi. Wywołałem wilka z lasu i lżejszy o ciążący na sercu kamień, chwilę później zajmuję szczęśliwie miejsce siedzące w busie do Hospet. Co z tego że „za chwilę” … skoro na odjazd czekamy ponad pół godziny. Wrzaskliwa bileterka w końcu ściąga haracz za przejazd od zniecierpliwionych pasażerów, a spluwający non stop przez okno kierowca brawurowo wiezie gawiedź do celu. Kiedy na dworcu w Hospet fizjologia zmusza do skorzystania z toalety odkrywam deprymującą niespodziankę, która dumę z pomysłowości na poranną ablucję obraca w perzynę: tu są normalne natryski …!!! Niestety nie ma w najbliższym czasie transportu do Badami, gdzie zamierzam dotrzeć. Gość w okienku kasowym przekonuje mnie, że najlepiej udać się najpierw do Ulkal i tam złapać coś dalej. Poddaję się sugestii i wsiadam do czekającego autobusu.

Za 67 INR w ciągu 3,5 godz., wyprzedzając setki ciężarówek skutecznie blokujących drogę, osiągam cel. Na dworcu w Ulkal mam ponad pół godziny na przesiadkę. Czas zatem na wegetariańską biesiadę w postaci pustych w środku placków z warzywami (24 INR). Duszkiem wypijam czaj i zaopatruję się w banany na drogę. Po 18.30 przyjeżdża bus. Bilet kosztuje 36 INR, a miłą niespodzianką okazuje się dwu, a nie trzygodzinna (jak mnie uprzedzano) podróż do Badami. Na głównej ulicy przecinającej miejscowość wysiadam przed 21.00. Hotele znajdują się vis a vis dworca: w pierwszym nie ma wolnych miejsc, w drugim pokój kosztuje 800 INR! W trzecim nie ma już jedynek po 350 INR, a dwójka kosztuje 500. Sporo jak na mój budżet, ale po dwóch nocach spędzonych na tułaczce nie uśmiecha mi się kolejna noc na ulicy. Ponieważ jestem single, reception-man proponuje mi discount w wysokości 100 rupii. Milutko, chociaż pokój nawet na taką cenę nie zasługuje. Dostaję jednak czysty ręcznik (mój może w końcu wyschnąć), papier toaletowy (własny mi się skończył) i mydło (jasne, że się przyda!) Późnym wieczorem idę do pobliskiej restauracji, a jako zagorzały mięsożerca, zamawiam w końcu kurczaka butter masala i piwo. Całość: 150 INR z napiwkiem. Wyżerka przednia. W poprawionym nastroju wstępuję jeszcze do miejscowego fryzjera. Strzyżenie przy użyciu wyłącznie nożyczek (żadnej tam tandetnej maszynki) zajmuje mistrzowi 50 min i kosztuje tyle samo rupii. W cenie jest rzecz jasna masaż twarzy, głowy i karku wraz z – co mnie trochę przeraża – nastawieniem kręgów szyjnych. Przeżywszy zabieg, odprężony i z pełnym żołądkiem padam na wyrko. Zasypiam w ubraniu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (38)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018