Długo oczekiwany świt w końcu nastał.
Budzik o 5.30 nad ranem brutalnie wyrywa mnie z błogiego stanu półświadomości. Wydaje mi się, iż przed momentem dopiero skończyłem pośpieszne i nieco nerwowe pakowanie plecaka, a podniecenie nie pomagało raczej w zaśnięciu. Tym razem ze względu na zabiegany charakter ostatnich dni, a może też trochę z lenistwa, odłożyłem to na ostatnią chwilę, co jak zwykle było przyczyną niespokojnych myśli o rzeczach, które potencjalnie mogłem zapomnieć zabrać. Nie pierwszy to wyjazd jednak do Azji, więc i o usprawiedliwienie nie było trudno – wszak zawsze mogę kupić brakujące akcesoria, bądź garderobę na miejscu. Podejrzewam, że dotyczy to także wszelkich dokumentów i wiz jednak warto byłoby mieć czym za to wszystko zapłacić. Kilkakrotnie sprawdzam więc obecność saszetki z paszportem, czekami podróżnymi i gotówką.
Taksówkarz wiozący mnie na Okęcie sprawia wrażenie bardziej zaspanego ode mnie. Poza upewnieniem się, że jestem tym właściwym klientem (jakby do jego auta dobijały się o tej porze tłumy innych podstępnych pasażerów), a na koniec wymienieniu od niechcenia stawki za kurs nie odzywa się wcale. Zwykle bardzo mi to odpowiada, ale dziś lecę przecież do Indii! … mógłby chociaż z grzeczności zapytać o cel podróży. Urósłbym trochę, heh.
Pierwszy raz jestem na nowym terminalu portu lotniczego im. Fryderyka Chopina. Mimo jego niewątpliwie międzynarodowego charakteru sprawia wrażenie miejsca pozbawionego duszy. Może to ogrom otwartej i pustej przestrzeni, a może przez brak „dusz” … o tej porze niewielu pasażerów wyrusza w podróż, a jeszcze mniej z nich w taką jak moja. Mało sympatyczna z wyglądu, a jak się za chwilę okazuje także z zachowania Pani-Check-In, nie zważając na mój nieśmiały protest wysyła bagaż bezpośrednio do Bangalore mimo, że lecę dwoma różnymi liniami: LOT-em i British Airways – zresztą na dwóch niezależnych biletach. Kolejny powód do niepokoju wszak lotnisko Heathrow zwane jest największą "rozsiewalnią bagażu" na świecie. W duchu daję sobie słowo, że jak plecak nie doleci wraz ze mną – odnajdę Panią-Check-In i będę wówczas mniej nieśmiały. Chyba zauważyła złowieszcze spojrzenie bo oddając paszport uśmiecha się wyjątkowo sympatycznie. A może to jasnowidzka …?