Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE 2009-2010    „ŻĄDAM LOTNISKA!”
Zwiń mapę
2010
22
sty

„ŻĄDAM LOTNISKA!”

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12313 km
 
Przed południem muszę opuścić pokój. Wracam do mojej pierwszej noclegowni, gdzie niestety płacę pełną stawkę za pokój na 8 godzin (150 INR). Niespecjalnie chce mi się cokolwiek robić, więc po lunchu w ulubionej knajpie wyleguję się w pokoju przy pasjansach. Wieczorem udaje mi się rzutem na taśmę kupić figurkę tańczącego Sziwy za 200 INR. Nawet się nie targuję - to ponad dwukrotnie niższa cena od tej, którą poznałem w feralnym sklepie z kadzidełkami.

Po 20.00 zwijam się i ruszam w poszukiwaniu autobusu na lotnisko. Policjant czuwający przy wejściu na Main Bazaar informuje mnie, że jedzie tam bus nr 77. Właśnie taki podjeżdża. Wewnątrz po długiej dyspucie konduktora z pasażerami dowiaduję się, że będę musiał się przesiąść. Niech będzie. Bilet kosztuje 20 INR, a mam sporo czasu. Wyjechawszy spory kawałek poza ścisłe centrum miasta dostaję sygnał, że muszę wysiąść. Tu powinienem złapać IGI-bus do lotniska. Wcześniej podjeżdża jednak oznakowany wyłącznie w hindi. Pytam konduktora czy dotrę nim w pożądanym kierunku i otrzymuję odpowiedź - 20 INR. W to mi graj.

Jedziemy ok. godziny i okolica zaczyna się zagęszczać. Zaczynam mieć złe przeczucia. Potwierdzają się, kiedy autobus opuszczają wszyscy pasażerowie ... poza mną oczywiście. Jestem leciutko poirytowany. Pytam konduktora gdzie to obiecane lotnisko. Macha ręką w nieokreślonym kierunku i każe mi wyjść z pojazdu. Nie ma leciutko. Żądam lotniska! Gość zaczyna krzyczeć. A ja proponuję, że w międzyczasie zadzwonię na policję. Niespiesznie wyjmuję telefon i równie powoli włączam go. Kanar pieni się już pełną gębą. Gdyby nie oczywisty fakt, że nie znam numeru - pewnie inaczej zakończyłaby się ta historia.

Okazuje się, że zostałem wywieziony na peryferie aglomeracji. Do tego nie ma tu taksówek. Przypadkiem trafiam na tempo, które podwozi mnie bliżej granic Delhi. Tam muszę łapać kolejny transport. Pierwszy riksiarz żąda 300 INR. Jestem trochę przerażony. Samolot raczej nie poczeka, a ja nawet nie wiem gdzie jestem. Drugie podejście okazuje się bardziej szczęśliwe. Trafiam na kolesia, który właśnie negocjuje kurs z riksiarzem. Ustala, że pojedziemy razem - ja za 100 INR, on za 150. Riksiarz się zgadza. Kiedy widzę pierwsze drogowskazy ze znakami lotniska jestem w końcu spokojny ... przynajmniej o najbliższa przyszłość.

Na terminalu 2 jestem o 22.45 i pierwsza informacja jaką widzę na tablicy informacyjnej to „fligt to Moscow delayed”. Nie wiem dlaczego, ale mnie to nie dziwi. Przyzwyczaiłem się do opóźnień pociągów, więc dlaczego samolot nie miałby się spóźnić? Po chwili pojawia się informacja o planowanym czasie odlotu - 3.15 - a więc tylko godzina spóźnienia. Posilam się pizzą w poczekalni przed halą lotniska (90 INR) i po ok. godzinie przechodzę odprawę. Sklepy wolnocłowe bardzo miernie tu wyglądają, a ceny są zabójcze. Kupiłem jedynie pudełko słodyczy za 300 INR! Liczyłem na hinduskie papierosy, ale dostępne są wyłącznie Marlboro. W poczekalni przed bramką uzupełniam wpisy w dzienniku. Czas zapalić - na szczęście jest to tu możliwe.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018