Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE 2009-2010    „HAPPY NEW YEAR!”
Zwiń mapę
2009
31
gru

„HAPPY NEW YEAR!”

 
Indie
Indie, Indore
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8175 km
 
Niech to szlag ...! Chyba skończyła mi się darmowa licencja na Office-a dołączonego do netbooka. A miało być dwa miesiące! Teraz muszę pisać w innym formacie co nie jest szczęśliwym rozwiązaniem. No cóż, jak się nie ma co się lubi - to się pisze w czym się ma. Po krótkiej porannej toalecie na dachu mego hotelu i 3 minutach spaceru jestem na dworcu. Jest 9.00 - pociąg jest o 10.00 (19 INR). Nie ma wyjścia - czekam na peronie.

Półgodzinne spóźnienie należy tu chyba do standardu. Tłumów nie ma, ale wszystkie miejsca są zajęte w nadprogramowo indyjski sposób. Na czterech miejscach siedzi co najmniej 5 osób. Na szczęście obok mnie nie ma grubasów. 3,5 godz. później wysiadam w Indore.

Nie ma tu nachalnych taksiarzy i spacerkiem wkraczam w pobliską dzielnicę. Jakoś nie bardzo są tu nastawieni na obcokrajowców odmawiając mi noclegu. Po chwili mam przewodnika. Proponuje mi hotel za 250 INR. Obstaję przy swojej cenie 200 INR max. i uparcie sprawdzam kolejne hotele. Nic z tego. Moment później zagaduje mnie młody chłopak na motorze. Jako jeden z niewielu mówi po angielsku. Zapisuje mi na kartce hinduski odpowiednik słowa "hotel" (brak tu angielskich napisów) akurat pod jednym z hoteli. Pytam czy może mają wolne miejsca i pałeczkę przejmuje mój druh. Wyjaśnia równie młodemu recepcjoniście warunki zameldowania mnie i sugeruje wykonanie kopii paszportu. Tak też robimy i po chwili przecisnąwszy się przez nad wyraz wąski korytarz ląduję w zastawionym trzema łóżkami pokoiku z mini łazienką, TV i dużym oknem wychodzącym na ulicę za 150 INR. Pokój jest przytulny. Najczęściej przytulam się do słupa stojącego w newralgicznym miejscu czyli między łóżkami, łazienką i drzwiami wejściowymi. Za tą cenę i w miarę rozsądny standard nie specjalnie mogę jednak narzekać. Mój nowy friend oferuje swoje towarzystwo i pomoc w dotarciu niewegetariańskiej knajpy, której bardzo mi teraz potrzeba. Muszę jednak rozpakować się i wziąć natrysk, a tyle nie chce mu się czekać. Dziękuję mu za pomoc i żegnamy się życzeniem "happy new year".

Oporządzam się w pokoiku i ruszam załatwić potrzeby pierwszej wagi. Niedaleko znajduję restaurację z kurczakami, a nie chcąc ryzykować niemiłej smakowo niespodzianki zamawiam najtańsze chicken curry, ryż i wodę mineralną (118 INR). Znowu trafiam w dziesiątkę! Żarcie jest pyszne. Najedzony do syta postanawiam zadbać o swój wizerunek. Udaję się do salonu fryzjerskiego po drugiej stronie ulicy. Właściwie niewiele mi ubyło z długości moich włosów, za to masaż z olejkiem był wart 50 INR. Polega na ostrym mierzwieniu włosów, obiciu mojej czaszki ze wszystkich stron kantem dłoni, łamaniu i skręcaniu szyi i kręgosłupa, a nawet strzelaniu kośćmi moich palców. To się nazywa kompleksowa usługa.

Lekko obolały choć też odprężony - szukając punktu wymiany walut - trafiam na tutejsze "shopping centre" z klimatyzowanymi sklepami dla bogaczy. W jednym z nich zaopatruję się w chusteczki higieniczne i czekoladę! Na wymianę waluty nie bardzo mogę dziś liczyć. W jednym z biur podróży zaproponowano mi złodziejski przelicznik 1 USD - 38 INR! Ostentacyjnie parskam śmiechem i ruszam dalej. Przypadkiem znajduję komputerową rezerwację biletów kolejowych. Próbuję rozeznać możliwość dostania się do Hyderabadu. Jest problem. Z Indore nie ma bezpośrednich pociągów. Muszę się dostać znowu do Bhopalu. Do tego nocnym pociągiem osobowym. Będzie tanio, ale czy aby bezpiecznie? Poza tym rezerwacji na bilet do Hyderabadu mogę dokonać dopiero jutro. Może i lepiej, bo zostało mi już niewiele kasy, a dziś muszę się przecież do Sylwestra przygotować jakoś.

W drodze powrotnej kupuję 375 ml "White Mischief Vodka" 42,8% za 200 INR, litr "Coca Coli" (40 INR), kurczaka tandoori (130 INR + 10 napiwku), chleb tostowy i wodę (32 INR) i wracam do hotelu.

Czas na pranie ... przynajmniej bielizny, skarpet i podstawowych koszulek. Teraz mogę oddać się świętowaniu przełomu roku. Oby następny był łaskawszy .... Po 22.00 jestem w pobliskim barze. Właściwie jedynym w okolicy. Siadam przy najmniej obleganym stoliku i zanim zdążyłem zamówić piwo mam już pierwszego rozmówcę. To żołnierz. Z rozbrajającą szczerością pokazuje mi legitymację wojskową, a potem resztę dokumentów nieznanego mi przeznaczenia. Kolejni towarzysze wieczoru zmieniają się jak w kalejdoskopie wszak nieczęsto mają tu taką atrakcję. Właściwie z każdym rozmawiam o tym samym. Lecą standardowe pytania o kraj, imię, wiek, zawód .... i na tym zwykle się kończy. Jeden z kompanów zna angielski trochę lepiej i pogawędka robi się mniej szablonowa. Niestety bar zamykają ok. 23.00. Pożegnawszy współtowarzyszy ruszam na spacer po okolicy.

Na ulicy dzikie tłumy miotają się między autami, motorami, „wózkami ze wszystkim” i lokalnymi knajpami. Nie jest to jednak efekt dzisiejszej okazji. Wczoraj było podobnie. Po kilku pokazach fajerwerków organizowanych przez droższe hotele wracam do hotelu. Dzwonkiem wyrywam obsługę ze snu podobnie jak część hotelowych gości zapewne. Uprzedzałem jednak, że zamierzam dziś świętować.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018