Pociąg ma niewielkie opóźnienie. Nie jest zatłoczony i bez trudu znajduję wolne miejsce przy jak się chwilę później okazuje – bardzo miłej rodzinie wracającej z Pushkaru. Częstują mnie „letu” (rodzaj słodkiego ciastka z ryżu, płatków owsianych, orzechów i paru niezidentyfikowanych dodatków). Powoli rozkręca się rozmowa, a że poziom znajomości angielskiego jest u nas zbliżony – świetnie się dogadujemy. Już po godzinie zostaję zaproszony do domu moich przyjaciół! Próbują mnie przekonać nie wegetariańską restauracją, którą prowadzi pan domu (pani jest nauczycielką). Trochę kusząca ta propozycja. Gdyby nie to, że jutrzejszy dzień straciłbym na dotarcie do Indore pewnie bym zaproszenie przyjął. Trzymam się jednak twardo mego pierwotnego planu i wyjątkowo wylewnie żegnamy się z moimi towarzyszami podróży. Autentycznie mili ludzie. Ich miejsce zajmuje cały rodzinny klan. Ci też nie chcą być gorsi i dla odmiany częstują mnie samosą. Jestem jednak tak pełen po obfitym lunchu, że z wyrazem przykrości na twarzy odmawiam.
Przez resztę podróży spisuję relację z dzisiejszego dnia na moim netbooku co wzbudza zainteresowanie nie tylko ciekawskich dzieci. Dzięki temu jednak czas płynie znacznie szybciej. Punktualnie o 21.15 jestem w Ratlam. Zastanawiam się czy jechać dziś do Indore. Na początek sprawdzam jednak okoliczne hotele, a w zasadzie jeden z nich – standardowo najbliższy dworca. Recepcjonista w okularach o szkłach sugerujących zbliżającą się całkowitą ślepotę prowadzi mnie na najwyższe piętro pokazując pokój za 150 INR. Łazienka, a raczej toaleta jest trzy piętra niżej. Przez mój pokój prowadzi za to droga na taras dachowy, więc w razie pilnej konieczności mogę potraktować go jako przynależną do pokoju toaletę. O tym, że dałem się przerobić dane jest mi doświadczyć dwa razy. Hotelowi boy-e mają niezły ubaw słysząc, że białas zajął właśnie najgorszy pokój i to za niezłą dla nich cenę; chwilę później bezskutecznie szukając ISD (international coll) mijam hotele z pełnym wyposażeniem (w tym łazienka i TV) za 135 INR!
No cóż … afery z własnego lenistwa robić nie wypada. Na szczęście dostaję dwa koce na noc. Chłodno tu. Okazuje się, ze nie jest tak źle jak myślałem. W ramach motta „Polak potrafi” znajduję na tarasie beczkę służącą mi za toaletę i kran z wodą !!! … zastępujący łazienkę … !