Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDIE 2009-2010    „HARE KRISHNA!”
Zwiń mapę
2009
21
gru

„HARE KRISHNA!”

 
Indie
Indie, Mathura
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6563 km
 
Nadspodziewanie punktualnie o 5.30 rusza mój pociąg. Dodatkowe półtorej godziny śpię na mojej dolnej kuszetce. Mega zimno wyrywa mnie ze snu. Właściwie to i dobrze. Za pół godziny wysiadam w Mathurze – mieście Krishny. O dziwo staruszek riksiarz proponuje kurs do pobliskiego hotelu za jedyne 5 INR. Nie ma wolnych pokoi … co mnie nie martwi specjalnie. Jakoś mi się tu póki co nie podoba. Zmieniam trasę przejazdu. Teraz chcę dotrzeć na dworzec autobusowy.

W międzyczasie otrzymuję propozycję - tym razem od drivera rikszy motorowej: 150 INR za kurs po kilku pobliskich świątyniach, 200 po trzech innych, a 250 włączając najdalsze. Ich nazwy, poza dwoma wymienionymi w przewodniku, nic mi nie mówią. Driverzy, bo jest już ich trzech, przekonują mnie do obowiązku wręcz odwiedzenia najważniejszej ze świątyń … czyli do najdroższej opcji. Próbuję ustalić inną wersję. Chcę zobaczyć świątynie rekomendowane przez przewodnik + tą, którą mi proponują za 200 INR. Są opory, ale jakoś ich przekonuję. W międzyczasie zaczynają się ostre negocjacje: który z nich zawiezie mnie w ustalone miejsca. Polemika przeradza się szybko w ostrą awanturę. Mam do nich ostatnio szczęście, a to jeszcze nie koniec. Ostatecznie wiezie mnie ten, który podszedł z propozycją jako pierwszy. Zaczynamy od „najważniejszej” świątyni. Już sama droga do niej może stanowić niezłą pokutę. Na miejscu, a raczej w miejscu gdzie zostałem wysadzony zaczyna się kolejna przeprawa. Mimo, iż trzeba przejść kawałek pieszo nie chcę żadnego przewodnika co wzbudza w oczekujących na podobne do mnie ofiary niemal agresję. Oczywiście w imię Kriszny. Sytuacja zaognia się do tego stopnia, że na wszelki wypadek w obawie o dobytek demonstracyjnie robię fotkę z numerem rejestracyjnym rikszy, w której zostaje mój plecak. Ku uciesze postronnych obserwatorów oczywiście. W niezbyt podniosłym – jak na oczekiwania miejsca - nastroju ruszam w stronę świątyni. Jeden z „przewodników” wyprzedza mnie o krok, choć nawet ślepcowi trudno byłoby się tu zgubić.

Świątynia okazuje się wykładaną lusterkami salą ze sceną ukrytą za kotarą, a jej odsłonięcie przez tutejszych „wybitnie świętych mężów” ma chyba na celu powalenie potencjalnych wiernych na kolana. Dobrze, że siedzę, bo pewnie padłbym trupem z wrażenia na widok kilku wyjątkowo marnej jakości - za to równie wyjątkowo - tęczowo barwnych figurek. Jeden ze świętych czuje we mnie najwidoczniej finansowy potencjał – przysiada się i zaczyna wrzucać utarty tekst o wyższości tej świątyni nad wszystkimi innymi w Indiach. To tu rzekomo narodził się Kriszna. Na koniec nie omieszkał wspomnieć o możliwości uiszczenia dobrowolnego, acz mile widzianego datku na święty przybytek. Oczywiście jeśli zechcę … Zaraz potem pyta ile przeznaczę na dofinansowanie jego sekty. Kiedy przewrotnie stwierdzam, że mam innych bogów przed Kriszną i nie zamierzam dotować jego ruchu, w geście zniesmaczenia - wręcz oburzenia - opuszcza mnie demonstracyjnie.

Też nie mam zamiaru zostać tu dłużej. Wracam do rikszy odprowadzony przez mój „cień– przewodnika”, który teraz przejmuje pałeczkę i domaga się zapłaty za usługę. Niespecjalnie wiem jaką, bo nie zgodziłem się na jego nachalne towarzystwo. Skarży się na moje skąpstwo riksiarzowi, trochę skrzeczy mi w ucho zapewne jaki to sknera jestem i w końcu rozsierdzony odchodzi mamrocząc przekleństwa pod nosem. Adrenalina w mojej krwi zrównoważyła właśnie pewnie ilość osocza. Przygoda trwa jednak dalej.

Jedziemy do świątyni Janmabhoomi w centrum Mathury. Ta przynajmniej jest w miarę okazała. To chyba też nie jest miejsce narodzin Kriszny. Niestety nie można do niej wnosić żadnych elektronicznych przedmiotów. Plecak z aparatem, netbookiem i telefonem muszę zostawić w przechowalni bagażu. Potem już tylko trzy kolejne kontrole osobiste i jestem wewnątrz. Spacerując po salach świątyni uspokajam się lekko. Może to wpływ niebieskiego Kriszny doprowadza mnie do stanu relaksacji. Jego wizerunki w różnych scenkach rodzajowych - szczególnie tych na stropie - dają do myślenia. Miejsce w miarę miłe. Opuszczam je jednak i mając dość atrakcji na dziś każę się zawieźć na dworzec autobusowy. Tu kolejny raz zmieniam plany. Zamiast do Vrivandan wybieram bus do Agry.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018