Dziś budzą mnie miejscowe koguty. Zapowiada się piękny, iście wakacyjnie pogodny dzień. Śniadanie już czeka na stoliku: połowa banh mi z wczorajszej kolacji.
Przed wyjściem pytam w recepcji o potencjalny prom do Rach Gia. W odpowiedzi otrzymuję ofertę combo wprost do Ho Chi Minh. Między 6.30, a 7.00 rano pick-up z hotelu, potem taxi na prom (tym razem z portu w Ha Thien) i przejazd autokarem sypialnym do centrum Sajgonu. Całość równiutkie 30 USD + można płacić w dolarach. U celu powinienem być planowo o 17.45. Wyjątkowo komfortowa opcja – nie trzeba się martwić o wiele etapów podróży. Zresztą oddzielnie kosztowałoby to zapewne więcej.
Czekając na potwierdzenie rezerwacji ruszam w kierunku kolejnej a(bs)trakcji wyspy – kompleksu Grand World. Dociera tam rzecz jasna bezpłatny bus, więc jest milutko. Jedzie się dość długo, za to docelowe przystanki zlokalizowane zostały tuż przy głównych atrakcjach tego spektakularnego założenia urbanistycznego. Centralną część zajmuje nieregularne jeziorko z idyllicznymi kanałami i mostami nawiązującymi do klimatów Wenecji. Przemierzają je podrabiane, przesadnie zdobne/tandetne gondole wyposażone w rozanielonych turystów żądnych europejskich wrażeń. Przyznaję, iż całość (mimo świadomego kiczu) wywiera zdumiewające wrażenie, a jedyne czego tu brak to … ludzie! Większość sztucznie stworzonych ulic, placów, pseudozabytków + takowych pomników, lokali usługowych jak i hoteli jest pusta, niewykończona lub zamknięta. Gigantyczna inwestycja bez turystów! Ponownie zastanawiam się nad opłacalnością takich przedsięwzięć …
Miotam się po okolicy oszołomiony zastałym rozmachem (rodem ze snu szaleńca) docierając przypadkowo do parku jeszcze dziwniejszych (!) rzeźb ... Nie da się opowiedzieć wrażeń z tego miejsca, doświadczyć trza koniecznie!
Z parkiem graniczy charakterystyczny, spektakularny pawilon Bamboo Legend wyróżniony z uznaniem na wielu forach architektonicznych, a tuż przy nim: „Quintessence of Vietnam” – skansen z licznymi budynkami obrazującymi różne dziedziny sztuki, rzemiosła i historię kraju. Chyba ze względu na brak chętnych do odwiedzenia – wstęp free.
Kawałek dalej mieści się spektakularne Teddy Bear Museum, choć raczej nie jestem zainteresowany poznaniem jego zasobów.
Mozolnie szukając przystanku na powrotny bus docieram przypadkiem do tutejszej plaży. Niewielka, spokojna, klimatyczna, sympatyczna. Moim aktualnym celem jest jednak Ong Lang Beach. Po krótkiej przejażdżce i ok. 700-metrowym spacerze wśród okolicznych nadmorskich gospodarstw docieram do jej sielskiego fragmentu zagarniętego przez resort hotelowy. Ruski go okupują. Plugawy naród opanował całą południową część Wietnamu. O dziwo na północy Wietnamu niedo..ebanych faszystów nie słychać.
Przechadzam się jeszcze kamienistym fragmentem plaży. Mimo solennych założeń jakoś nie mam fazy na kąpiel, ani opalanie, więc rozkosznym spacerkiem wracam do głównej drogi, a za chwilę zatłoczonym busem do centrum Duong Dong. Trzykrotnie na okrętkę przemierzam uliczki wokół mego hotelu – zero otwartej knajpy z ryżem! Wszyscy czekają na wieczór. Za namiastkę lunch-u musi posłużyć tacka pomelo (30 K).
Po powrocie do hotelu rezerwacja na transport do Sajgonu zostaje potwierdzona, ale w pokoju brak netu i TV. Wg managera o tej porze to normalne. Wszystko ma wrócić do normy ponoć ok. 17.00. Na szczęście udało mi się jeszcze wykupić lot do Bangkoku na 15 stycznia (354,58 zł z bagażem nadawanym).
Jest zatem czas na małą przepierkę i błogi relax na ulubionym tarasie. Strasznie żałuję, że przez silny poranny wiatr rano wypakowałem z plecaka mego dronka. Chętnie polatałbym nad Grand World. Aktualnie wiatr trochę osłabł, więc realizuję wczorajszy pomysł wystartowania z dachu mego hotelu. To jak dotąd najlepsza miejscówka na takową operację. Jest wysoko, dyskretnie i bezpiecznie. Widoki cool!
Przed 17.00 wraca net. Trza zatem hotelu na jedną noc w HCM City poszukać. Wybieram taki ostro przeceniony z 900 na 360 K. Hanz 82 Sen Hotel Saigon zlokalizowany jest tuż przy centralnym parku, do którego dotarłem za pierwszym razem, więc okolica dobrze znana. Do tego oddalony raptem 7 km w linii prostej od lotniska, które jest prawie w centrum miasta.
Kolejny raz przemierzam moją dzielnię wokół i z dwoma szaszłykami (po 20 K) wracam do pokoju. Chyba rozejrzę się jeszcze za noclegami w Bangkoku.
https://www.youtube.com/watch?v=V7vc9WW772I&ab_channel=okiemarchitekta