Pierwszy raz widzę pochmurne niebo. Utwierdza mnie to w powziętej wczoraj decyzji o powrocie do Bangkoku. Procedura jest dokładnie odwrotna jak w tą stronę: kurs motorkiem do bus stadion (100 THB), autokar o 12.40 do Chatuchak Station (117 THB), a po dwóch i pól godzinie przesiadka na numer 77, który po paru minutach wyrzuca mnie przed stacją metra. Wysiadam ponownie na Lumphini, wszak dokonałem wczoraj rezerwacji hotelu Charlie House w znajomej okolicy, acz na szczęście oddalonego od turystycznego getta i znacznie bliżej metra. Dwuosobowy pokój z łazienką i balkonem kosztuje 600 THB. Nie mało, ale to ostatnie dwa dni wyjazdu, a widok na miasto jest wyjątkowo przyjemny.
Wieczorem obowiązkowy punkt programu: Patpong. Celowo zostawiłem go na koniec podróży. Niestety lekki zawód pozostał po nocnej wizycie. Drogo tu koszmarnie (małe piwo w lokalu Go-Go - ok. 400 THB) i jakoś mniej klimatycznie niż za poprzednich odwiedzin przed laty. Podobnie jak w Pattaya tu także ostro zaniżam średnią wieku turystów, choć właściwsze się wydaje określenie: klientów, heh. Geriatria jest posunięta do tego stopnia, że niektórzy panowie nie są w stanie samodzielnie wejść na wyższy krawężnik. Pielęgniarki by się im przydały, nie dziwki! :)