Geoblog.pl    dagar    Podróże    BIRMA 2018 (+ Tajlandia)    "ZAKOPANE, ZAKOPANE ..."
Zwiń mapę
2018
11
lut

"ZAKOPANE, ZAKOPANE ..."

 
Birma
Birma, Kalaw
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11586 km
 
Po 14.00 ruszamy mini busem w rzekomo 4-godzinną trasę. No jakoś nie mam przekonania do kierowcy, obok którego siedzi jego dziuńka. Zamiast robić za nawigatora podczas wyprzedzania – wszak kierownica siedzi po prawej stronie (czyt.: kierowca nie widzi pojazdów jadących z naprzeciwka) – nieustannie poprawia włosy, które upierdliwy wiatr wciąż rozwiewa. Mam ochotę wysupłać sznurówkę i je związać. Busik wlecze się niemiłosiernie w rytmie tutejszego disco polo, a dziuńka – nie bacząc na pasażerów - tak chce zaimponować chłopakowi, że chyba zaraz zrobi mu dobrze w trakcie jazdy. Niedobrze robi się natomiast pasażerowi za mną, a przecież jeszcze w góry nie wjechaliśmy. Gdy już wjeżdżamy dołączają do niego dwie panienki. No i kolacja w przydrożnym zajeździe poszła się … na marne 

Z godzinnym opóźnieniem docieram do Kalaw, bo przecież jeszcze koło wymienić było trzeba po drodze. Reszta towarzyszy jedzie dalej. Na przystanku przy głównej ulicy zaczepia mnie wstawiony kolo. Mimo to nieźle go rozumiem. Pokazuje na motor i swoje miejsce noclegowe: ławkę na której siedzimy. W jego stanie to jedyna słuszna decyzja. Ja natomiast otrzymuję bezcenną informację o tanim noclegu w Golden Lilly Guest House - 10 min pieszo stąd. Po drodze zaglądam do dwóch hoteli. W obu ceny zaczynają się od 30 USD, a w jednym nawet miejsc już nie ma. Liczę na przychylność Lilly. Mimo, iż to ponoć najtańszy pensjonat w mieście jest prawie pusty. Dwuosobowy pokój na pięterku z wejściem z tarasu, fajnym widokiem na miasto i łazienką z ciepłą wodą kosztuje 15000 K. Net jest - jak to ujął ubrany w zimowe ciuchy koleś z obsługi - „sometimes” i to tylko w „lobby” czyli na ganku przy wejściu. No cóż, przez najbliższe dni wiem co mam zwiedzać, więc niezbędny nie jest.

Przed GH jest jedyna w okolicy knajpka, zresztą wyjątkowo oblężona przez turystów. Jakże miłym zaskoczeniem było, iż wyłącznie Birmańczyków. Wielka micha zupy kosztuje 1800 K.

Jestem już częściowo w bieliźnie termicznej, ale zimno zaczyna doskwierać. W plecaku mam jeszcze rum z Rangunu, jednak bez coli nie da się go spożywać. Wyruszam na jej poszukiwanie. Rzecz jasna w towarzystwie kolejnego wstawionego adwersarza. Dziadek też nieźle włada angielskim i zapewne liczy na towarzysza do butelki rumu, na którą najwyraźniej go już dziś nie stać. W sklepiku do którego mnie doprowadził kupuję colę i dziękuję uprzejmie za pomoc. Jest niepocieszony, ale żegna się „see You”.

Chyba mieszkam przy najbardziej luzackiej ulicy miasta. Po sąsiedzku konkurują ze sobą dwie imprezy. Obie gitarowe. Vis-a-vis jest ognisko romantyczne ze śpiewami po rosie, zaś w hotelu obok chyba impreza urodzinowa okraszona dodatkowo magnetofonem z tutejszymi hitami. Cieniutko to spanie się zapowiada, szczególnie, że drink nie przynosi upragnionej rozgrzewki i trzeba będzie chyba spać w kurtce.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018