... o dziwo budzę się 5 min przed alarmem budzika (nastawionego na 6.00).
Jestem akurat pod natryskiem, kiedy "niespecjalnie-łapiący-język-angielski" syn właściciela bez pardonu (tudzież pukania) brutalnie wparowuje do mego pokoju, drastycznym krzykiem oznajmiając, iż zamówione wczoraj taxi już czeka przed bramą przybytku. Miało być co prawda o 6.30, ale ok.
W raptem 20 kolejnych minut sprawnie zbieram się do opuszczenia pokoju i po pół godzinie jazdy w milczeniu za 100.000 IDR (raczej stała stawka) osiągam tutejsze lotnisko by Blue-Bird-Taxi.
Śniadanie (w postaci połowy paczki odkrytych dopiero w Indonezji ciastek „Oreo”) spożywam w "strefie palacza" na zewnątrz.