Rano pogoda jest piękna. Zastanawiam się jak ją wykorzystać jeszcze w Bedugul. Opcje są dwie: największy na Bali ogród botaniczny w pobliskiej okolicy ... bądź ponowne odwiedziny świątyni na jeziorze. Zwycięża opcja nr. 2 i 20 min później dziarsko schodzę w stronę Pura Ulun Danu Bratan ... niespecjalnie dowierzając przy tym własnym oczom. Czy aby jest to to samo miejsce, które odwiedziłem wczoraj ...? Już po 9.00, a wokół żywego ducha! Nie ma nawet przydrożnych handlarzy, większość sklepów i warungów pozostaje zamknięta, a parkingi wokół pięknego jeziora otoczonego górami świecą pustkami. Jestem w raju? Jeszcze nie! Wstępuję do niego po chwili bocznym wejściem, które upatrzyłem wczoraj na terenie świątyni. Niespecjalnie chce mi się ponownie płacić za wstęp. Wewnątrz też jest pusto. W końcu jest szansa na fotki bez turystów i do tego w świetle pełnego porannego słońca. Rewelacja! Wszystkie wczorajsze zdjęcia wylądują w koszu.
Mimo satysfakcjonujących uniesień czas ruszyć w dalszą trasę. Po powrocie do hotelu zostawiam klucz w pustej recepcji i czekam na bemo vis-a-vis sennego o tej porze targu. Chyba znów trza się w cierpliwość uzbroić. W towarzystwie przydrożnych sprzedawców truskawek, prażonej kukurydzy i lukrowanych wafli, z podobnie zrezygnowaną miną czekam na cud. Im to wychodzi lepiej – sprzedają trochę towaru – ja tracę jeno kilka spalonych papierosów. Rzecz jasna pojawia się potencjalny "wybawiciel" proponując transport motorem do świątyni Pura Taman Ayun, a potem do Ubud za jedyne 250.000 IDR, heh. Na szczęście tuż potem – w sumie po ponad godzinie oczekiwania – zatrzymuje się lokalne bemo do Denpasar.