Jeszcze rano trwa walka z moim żołądkiem. Czuję, że powoli ją wygrywam. Bez specjalnego pośpiechu wybieram się na małą wycieczkę po mieście. Rikszą (20 INR) docieram do najokazalszego zabytku Bhopalu: Taj Ul-Masjid. Meczet jest wielki, a mimo to bardzo nastrojowy. Wrażenie robią białe kolumny sali modlitw. Mimo, iż malowane białą farbą olejną, wyglądają jak marmurowe. Dziedziniec z sadzawką do rytualnych kąpieli otaczają cele modlitewne.
Po opuszczeniu meczetu trafiam do restauracji wegetariańskiej. Oczekując na zamówiony ryż z warzywami płaczę rzewnymi łzami. Nie nad swoją dolą jednak – to efekt krojonej tu akurat kilogramami cebuli. Znowu takie sobie żarcie. A kosztuje 65 INR. Spacerkiem ruszam w stronę drugiego meczetu.
Jama Masjid jest znacznie mniejszy od pierwszego i jeszcze bardziej klimatyczny. Stoi w środku dzielnicy handlowej Chowk (plac), która niestety nie tętni dziś za bardzo życiem. Może dlatego, że to niedziela …? Dość Bhopalu na dziś. Przypadkiem wychodzę na Hamidia Road prowadzącą do dworca kolejowego. Po 10 min. jestem w hotelu. Stąd rikszą (20 INR) docieram do znanego mi już dworca autobusowego i dowiaduję się, że zarówno do Koty jak i Ujjainu autobusy odjeżdżają z innego dworca. Na szczęście otrzymuję jednocześnie informację w jaki sposób dostać się tam komunikacją miejską. Kosztuje mnie to 7 INR. O 14.00 jestem na miejscu. Kurs do Koty jest dopiero za 2 godziny, do Ujjainu autobus odjeżdża za 20 min. Wybieram drugą opcję i spędzam kolejne 5 godzin w trasie (110 INR).