Geoblog.pl    dagar    Podróże    INDONEZJA 2015 (+ BANGKOK + KUALA LUMPUR)    BEMO
Zwiń mapę
2015
27
sie

BEMO

 
Indonezja
Indonezja, Denpasar
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14173 km
 
Podróż wzdłuż brzegu morza to za każdym razem istna sielanka. Zresztą wszystkie przejażdżki bemo – szczególnie te na przednim siedzeniu obok kierowcy – zaliczam do najprzyjemniejszych atrakcji Bali. Poza jednym przypadkiem (w kursie do Ubud) zwykle jechałem wyłącznie w towarzystwie zmieniających się co parę kilometrów lokalnych podróżnych. Każdy z nich to inna historia. Jedni są rozbrajająco rozmowni, inni milcząco zaciekawieni, są też tacy totalnie niezainteresowani białym farangiem, ale każdy to odmienna osobowość. Czystą przyjemnością było obcowanie ze wszystkimi.

Po drodze mijamy (w zadziwiających korkach) popularną/typową/banalną turystyczną miejscowość: Candidasa. Z okien bemo wygląda równie sielankowo, co ... trochę nudnie.
Potem trasa się powtarza: za Padang Bai mijam Goa Lawah z przydrożnym parkingiem, na którym trochę postałem przedwczoraj, a następnie przejeżdżamy przez Klungkung, do którego nadal mam wyjątkowy sentyment (chociażby z racji "nieturystycznej autentyczności"). Potem droga jest mniej urokliwa i wiedzie wnętrzem wyspy aż do stolicy wyspy - Denpasar.

Na dworcu Batubulan jestem o 13.30 i po sutym soto ayam czekam cierpliwie na publiczne bemo do Tegal – postoju busów jadących w kierunku południowym. Nawet nie wiem kiedy mijają na leniwym oczekiwaniu aż dwie godziny. Niestety nie tylko w tym kierunku brak jakichkolwiek chętnych, co uśpiło moje poczucie czasu. Z nudów zaczynam przechadzać się wokół dworca ... i dyskretnie dogaduję się ze stojącym na uboczu niepozornym driverem na dalszy kurs za 40.000 IDR. Jego kumple są leciutko wkurzeni, ale poniżej 60 tys. zejść nie chcieli. Business is business.

Po kolejnej pół godzinie jestem na wylotówce do słynnej Kuty. Pierwszy hotel w pobliżu kosztuje tak jak wygląda, czyli drogo (280.000 IDR), ale po drugiej stronie ruchliwej ulicy koczuje na skuterku sprytny kolo. Zaczepia turystów takich jak ja – niezasobnych finansowo – proponując transport do Kuty. Broniąc się przed zalewem nieuniknionej komercji zamierzam zostać w Denpasar choć na jedną noc. Bardzo proszę! – obok jest ponoć tania noclegownia, ale kolo upiera się, aby podwieźć mnie te marne 500 m skuterem. Tak się dzieje i trafiam do sporego kompleksu "Darma Wisata Hotel", gdzie pokój kosztuje (wg jego zapewnień) 150.000 IDR. Obsługa nie mówi po angielsku, więc tłumaczy cwaniaczek-driver. Najpierw lustruję pokój. Wydaje się ok.: wyposażony w TV i łazienkę (co prawda bez prysznica, ale za chwilę portier pokazuje mi na dziedzińcu basen). W to mi graj! Melduję się i przezornie żądając rachunku płacę ... jedynie: 125.000 IDR! Straciwszy prowizję ulubiony cwaniaczek upomina się o tzw.: "Thank You". W ramach (nienależnego) zadośćuczynienia dostaje jeno moje ostatnie drobne: 7.000 IDR + darmowe pouczenie, iż kwotę potencjalnie płatnej usługi powinien zaanonsować przed jej wykonaniem. Pewnie i tak je zapomni, heh.

Miast gimnastykować się w łazience z nieporęcznym wiaderkiem do ablucyjnego polewania ciała korzystam z odświeżającej kąpieli w basenie. Właściwie chyba nie ma w zespole nikogo poza mną, więc czuję się jak w prywatnej, ekskluzywnej willi z mnóstwem wolnych pokoi. Przyjemna kąpiel z czasem przeradza się w dłuższy maraton. Parędziesiąt długości niewielkiego basenu udaje się w sumie wycisnąć.

Zostało mi raptem 70.000 IDR w kieszeni – czas poszukać hojnego bankomatu. Znów kilka z nich złośliwie odmawia wypłaty, ale póki nie wcięły karty nie poddaję się w zamiarach. Ostatecznie kolejny milion zasila pustawą saszetkę i z "grubym portfelem" ruszam na spacer wzdłuż głównej stołecznej ulicy.
Nie prezentuje się jakoś szczególnie reprezentacyjnie, ale tuż obok jest ponoć największy na Bali targ. Targi uwielbiam na równi ze świątyniami, więc zagłębiam się weń namiętnie z aparatem w ręku. Po chwili mam u boku niespodziewanego towarzysza. Zasuszony dziadek proponuje rzekomo niezobowiązującą pogawędkę. Jest ponoć wykładowcą na tutejszej uczelni i chciałby jedynie poćwiczyć angielski. Najciekawszym wydaje się fakt, iż ma przygotowany zestaw zdań opisujących różne produkty na mijanych stoiskach. Na mniej standardowe pytania nie specjalnie potrafi odpowiedzieć. Cierpliwie krąży ze mną po barwnym targowisku, by przy wyjściu zeń zapytać, czy aby przypadkiem nie potrzebuję przewodnika po najciekawszych atrakcjach Bali. Nie bardzo dociera do niego, że właśnie powoli kończę przygodę z tą uroczą wyspą. Kiedy pojmuje brak opcji potencjalnego zarobku zrezygnowany wraca na początek targu. Może ktoś się na jego usługi jeszcze dziś skusi ...?

Samotnie docieram prawie wymarłą Jalan Gayah Mada do centralnego placu Puputan i wracam tą samą trasą. Jeszcze tylko małe, pikantne (dokładnie tak jak lubię!) mie goreng (10.000) i ponownie pławię się w basenie. Wieczór jest chłodny, woda też, więc szczękając zębami robię jeno kilka szybkich rundek. Może jutro będzie lepiej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (40)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dagar
Darek Grabowski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 334 wpisy334 16 komentarzy16 5669 zdjęć5669 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
26.03.2023 - 06.04.2023
 
 
02.02.2018 - 09.03.2018